• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum październik 2020

Młyny motorowe, elektryczne w okolicy Puław...

Ze słowem młyn mamy przeważnie wyobrażenie o młynach wodnych - tych z kołem jeszcze.Mamy też w pamięci piękne młyny wiatraczne, które tka pięknie upiększały ziemię Puławską choćby. Rzadziej mamy na myśli już młyny parowe, motorowe, czy elektryczne. To one były właśnie wynikiem postępu technologicznego i zwiększonego popytu na mąkę i kaszę choćby. Na łamach mojego bloga opisane dwa takie młyny z dodatkiem informacji historycznych okolicy najbliższej. Warto przeczytać i zaznajomić się z historią już także nie działających tych młynów, które zabezpieczało potrzeby przerobu zboża okolic.

26 października 2020   Komentarze (1)
młyny i wiatraki  

Październikowe wspomnienie łętowego dymu.......

Zamłynie w Bochotnicy  i sprzątanie ogrodu.

 

Motyka mocniej niż zawsze wcisnąłem w tą moją Gorawińską ziemię. Lata 80 no może wczesne 90. Przeciąłem ziemniaka. Na bruzdę wysypuje się kilka małych jeszcze. Kończymy zbierać ziemniaki. Już dogasa październik. Już zimny, lekko deszczowy. Ciągnę za łęcinę już suchawą i beż życia. Tak pięknie w czerwcu kwitła ,soplami kwiatu białego. Pielona często na kolanach ,grackami czy haczkami – jak zwał tak zwał. Potem walka ze stonką. Tych kilkanaście radeł , ze 10 kop pięści ziemi. Ten nie najgorszej, tak mocno zadbaną przez mamę i tatę mojego. Tak znienawidzoną przeze mnie , brata siostrę. Tych kilkadziesiąt arów pełnych życiodajnych warzyw, sadu małego, foliaka. Gdzieś dalej obórki a w nich i kury i kaczki i króliki. I ta kosa , wyklepana przez dziadka, pouczona prowadzenia przez tatę, naręcza koniczyny, mniszka i trawy koszonej co dwa dni . Kosiłem ja i brat starszy. Ileż razy wbijałem bez pomysłu ostrzem w ziemię, ileż to razy osełka przesuwała się po białym ostrzu kosy. To był tak naturalny widok, każdy kosił. No niekiedy sierpem, na kolanach, jak koniczyna wysoka i w pełni kwiecia. Albo szło się w woderach nad staw przy „18” po rzęsę dla kaczek. Szło się i na bagno przy obórkach choć tam wciągało mocno to rzęsa tak zielona i soczysta ,że często się tam ją łowiło. Dogasająca komuna nie groziła nam w biedzie jedzenia. Na wszystko pracowaliśmy wszyscy, czy chcieliśmy czy nie. A jeszcze wspólne z tatą wędzenie , szlachtowanie przez fachowca pana Wojewódzkiego, potem na badania na włośnia. Opalanie, drapanie, parzenie, opalanie , drapanie... tu u nas lut – lampą. Szybciej, lepiej. Teraz to karczerem robią. Czyszczenie na drzwiach obory...w domu rozbiór , świeżona i obowiązkowy pity przez starszych kieliszek wódki! Takie moje dzieciństwo. Przemknęło mi to przez głowę wyciągając kolejne małe ziemniaki – sadzeniaki z redły. Już ostatnia uschnięta łęcina. Tam obok już marchew wyrwana, buraki czerwone też na ziemi. Tylko pora sterczy w polu. Jej mrozy nie szkodzą. Zabieramy ostatni koszyk ziemniaków, marchwi, selera, pietruszki...okopowe znaczy. Kapusta już zszatkowana i ubita lipowym drągiem w beczce się kisi. Pole staje się płaskie, smutne i do tego ten deszczyk. Kwiecia co moja mama kocha na ogródkach już pogasły , badyla zbieramy , w jedno miejsce. Łęciny wszelakie, wyrwane suche łodygi pomidorów, kabaczków, fasoli tyczki składane i groszku na przyszły rok. Jezu , przecież w czynie społecznym w PGR zbierało się ziemniaki, kamienie z pól, wyrywało się buraki cukrowe...taki szarwark tych XX wiecznych czasów.

 

Zaciągnąłem się tak mi znajomym zapachem. Dym gęsty, biały, kopa się tli, łęciny i łodygi zbiorów warzyw wszelakich palona jest. Nie można pomylić z niczym innym. Ten kto choć ciut na wsi był, miał szpadel w ręku, miał kosę, miał grackę czy motykę to zna go wybitnie dobrze. Wie ,że gdzieś blisko domostwa jest ziemianka, jest kopiec , nawet oceglowana i w niej są składowane zapasy okopowych warzyw i owoców. Ziemniaki osobno , gdzieś obok marchew,seler ,pietruszka, rzepa czarna, burak czerwony. Gdzieś dalej jabłka . Ogórki kiszą się w beczkach w studni , na strychu suszy się cebula, czosnek, zboże, zioła i fasola z grochem. Dziś uderzyło mnie te wspomnienie dzieciństwa nie łatwego jak dziś. Widzę pana na Międzyrzeczu w Bochotnicy...dwie kule dają mu solidne oparcie. Widzi Antka mego, uśmiecha się serdecznie jak do swego wnuka...no może już prawnuka. Zatrzymuje się On i cała Bochotnica wraz z nim. W dole szumi woda Bystrej. Taki świadek tych miejsc, sędzia i wyrocznia, dawca życia i zabierająca je. Bo po wojnie, tej drugiej 6 mężczyzn utonęło w jej nurcie. 3 młyny zasilała jak mogła...

Opowiada,że jest tu od 65 roku. Panie tu była straszna bieda. Tu ludzie bez butów chodzili, tu o się drogą nie szło, całe Zamłynie to bagno było a nie droga, szło się granią przy Bystrej. Błota po pas tu było...bieda... ludzie sobie Panie pomagali jak mogli. Ucięli dąbczaka czy sośninę i rzucili pod chałupę i tak siedzieli . Głównie starsi . Teraz to 150 % lepiej jest. Kiedyś to bieda, ale ja już i sil nie mam. Pytam o Edwarda Piwowarka. Znam , stąd chłop, dobry chłop . Mieszkał na rogatce . Mówię,mu,że był moim sąsiadem w bloku...i tak się poznaliśmy z Bochotnicą i Nim. Wielkim NIM. Opowiadał o potupajkach przy Bystrej koło mostku, a ja stałem pod jego balkonem i chłonąłem każde słowo tego mego Mistrza. Dziś Pan o dwóch kulach dobrze Go wspomina. Zmarł , ale pożył mówi... Szczęść Boże i się żegnamy. On idzie w stronę Kasztanów a ja Szelągowej Góry... Krzyczą na nas psy, pachnie dzieciństwem , przejeżdża konik z wozem.... Do Szelągowej mamy a daleko..znaczy już za ciemno. Pochylam się nad wierzbą , tak pracowicie obcinaną na tyczki fasolowe, widzę sieczkarnię z wielkim kołem , którego u dziadka kręciłem. Widzę przyjaznych ludzi na Zamłyniu w stronę Wierzchoniowa i mostu wojskowego. Kończy się asfalt,zaczyna polna droga. Wracamy, Antoś kocha jak i ja Bochotnicę pokrzykując swoje zadowolenie co chwilę. Dogasa dzień, zewsząd już nikczemności są i ten dym i zapach...tak mi bliski...Młyn mijamy,Bystrą żegnamy. Wsiadamy i żegnamy ze smutkiem Ogrody,, Kasztany ...drogę na były most teraz prom. W ciemności wieczoru wpadamy w Parchatkę...jej też pokłon dajemy..kochamy...

 

Odchodzący świadek na Zamłyniu w Bochotnicy

 

Pamięci pana Edwarda i Bochotnicy..Cytat z jego Twórczości :

 

"bądź błogosławiona ziemio młodych marzeń! pełna radości uroku i chwały. Obyś przez wieki nie doznała zdarzeń, co by ucierpiał twój majestat cały bądź pozdrowiona od wieków ta sama ludzką dobrocią i miodem płynąca. Pyszniąca pięknem jak Kazimierza dama, kochliwa Esterka i jak Bystra rwąca. Rozwarłaś wzgórza jak matka ramiona tuląc swe dzieci w bólu i radości. Wciąż piękniejąca mlodzieńczo szalona, wierna tradycji dobru wolności . Pisze te słowa z gardłem zaciśniętym, bo los mnie rzucił miedzy blokowiska,lecz nie zapomnę, Ręcze słowem świętym, że serce moje i duszę żal ściska .Tam moja młodość lud prosty a szczery, gdzie błękit nieba dobroć nieprzebrana , gdzie każdy trzyma losu swego stery. Tam me wspomienia-wnioska ukochana...."

11 października 2020   Komentarze (3)
rodzinne strony   przyroda   filozofia   bochotnica  

Moje osiedle....

 

 

Nie chcą się bawić....wolą w klatce ze sobą rozmawiać...Uderzyło mnie to , słowa młodego człowieka , dzieciaczka Julka z naszego osiedla, z mojego bloku. Wiecznie zadowolenie i szczęśliwego, mającego wyrysowane szczęście w sobie. A ja dalej macham nogami na huśtawce, choć już 3 godzina spaceru. Kulminacja zawsze na huśtawce na naszym osiedlu. Takim na te czasy innym. Zamykam oczy, wspomnienia mojego osiedla. Jak to mówią pegerowskiego. Trzy bloki, między nimi płyty betonowe, miejsce na żużel z kotłowni, miejsce na nieliczne samochody. Królowały maluchy, ale był i duży fiat co miał prędkościomierz poziomy a nie wychylną wskazówkę . Zatopioną w gałce zmiany biegów ala żywicy mały samochodzik z XIX wieku. Był też i golf jedynka , ciemnozielony....i była syrena i trabant. Było to nasze , gnoi boisko do grania w palanta. Najpierw piłeczki do tenisa ,fluo i wyraźnymi liniami białymi. Później kauczukowe weszły. To było coś, jak się trafiło to niosło i niosło..prawie do stawku co się uczyłem nie tylko ja pływać wpadały. Cofnąć się w lata 80 późne, wczesne 90. Gdzie przyjeżdżali szmaciarze po szmaty, butelki makulaturę, garnki. Płacili podle ,ale na lody starczyło. Na osiedle wjeżdżała syrena czy inne auto i klakson zwiastował lody...leciało się po nie ..te wiśniowe ,malinowe ohydne dla mnie w smaku ( do tej pory nie nawidzę owocowych lodów i pierogów). Jadło się te frykasy,były i statki sterowane radiowo, były i zabawy z finką, z kapslami,w gumę, w klasy się grało ..piekło się ziemniaki w ognisku, domki na drzewie, łuki z pastucha zrobionego z włókna szklanego ..lotki z prawdziwych piór kurzych . Te z gwoździem...niekiedy zatrzymywał się na czyjeś głowie...czasy beztroski...

Otwieram oczy i słyszę duszą buszujące dzieciaki na moim osiedlu, takich beztroskich, zapatrzonych we wspólne zabawy. Nie skalane dziadostwem tego świata, gdzie my rodzice siedząc na ławce , czy stojąc przy bujawkach ,mamy tyle dla siebie co w tamtych czasach. Tak rzadka wieź ww tych czasach a u nas tak naturalna...Gdzieś mignie Krzyś, Julek, Olga, Lenka...gdzieś i mój Antek na moich nogach na huśtawce, gdzieś i rozmowy o życiu, gdzieś z okien krzyk gdzieś śmiech , gdzieś radość, gdzieś tak zwyczajne CZEŚĆ... kocham moje osiedle.....

 

05 października 2020   Komentarze (1)
filozofia   osiedle młodość  
Izkpaw | Blogi