• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum czerwiec 2019, strona 1

< 1 2 >

Gdzieś między Klikawką a Wisłą....

 

Włączam moją poranną listę muzyczną na telefonie. Sprzężam z autem. Już mam, już płynie muzyka mej duszy, mego serca. Jan Tiersen dziś w odsłonie natury i tego piękna kobiecego głosu w utworze Koad. Świeżo zaparzona i wypita kawa o tym środowym świcie pobudza. Wiem, że ten dzień będzie unikalny. Znaczy na pewno ranek. Mijam mostek na Klikawce. Przede mną pola i łąki skąpane we mgle , mgle tego czerwcowego świtu. Zagęszcza się miejscami by rozprężyć się gdzieś tam przy wale, przy Jaroszynie. Słońce zacina swoimi błyskami jeszcze nieśmiało. Ciepło już ale nie gorąco. Droga polna, wiem znam drogi polne. I te do lasu i te do wsi, i te do mostu i te na łąki. Tu usiana wierzbami , tymi wiślanymi. Zieleń traw nasyca już i tak mistyczny poranek. Widzę z oddali oczka wody, brunatność łąk po wylewie. Wisła się otrząsła i wróciła do koryta. Zostawiła po sobie swój ślad , ślad jej istnienia. 

 

 

 

Przekaz o jej nieobliczalności i jej misji. Widzę te znaki jej bycia , mijam co rusz. Mgła towarzyszy mi , otula i sprawia , że ten świt jest tak tajemniczo piękny. Gaszę silnik. 5:30 rano. Na niebie wirują poranne chmury nie zwiastujące nic złego. Ot kręcą się niesfornie po niebie. Zasłaniając coraz rzadziej słońce. Jest. Jest ten świat. Świat mój tak mocno mój. Tymczasowa „łacha” skutecznie odgradza mnie i Wisłę. Dziś do Ciebie Wisło nie przyjechałem. Dziś przyjechałem do tej już niedługo istniejącej łachy skazanej na byt nieistnienia. Otwieram drzwi i uderza mnie ta cudowność tego miejsca. Wstaje i zbieram każdym zmysłem to co mnie tu przeszywa i otacza. Wzbił się nade mną dzięcioł chyba czarny. Uderza mnie jego obecność. Choć tak mało się znam na ptakach. Ma bardzo unikalny swój trel , swój głos. Słychać go daleko i wyraźnie. Kolega ekspert od ornitologii mówi, że podobny głos ma do orła.

 

 

To ciekawe, nie skojarzył bym. Odprowadzałem go wzrokiem , nikł w oddali nad polami truskawek i zboża. Przede mną rozlewisko wybrzmiałej niedawno królowej rzek. Tak naturalnie już przejęte przez florę i faunę. Pliszki czy czajki uwielbiają takie miejsca. Jak i ja. Pliszki szare tak bardzo wkomponowały się w te trawy zalane , łąki , że ciężko je dostrzec. Nie boją się ,żerują w tym podmokłym świecie. Jak pewnie co ranek , jak pewnie co dziennie, jak pewnie przez całe życie. Słońce odbija się w tafli wody budząc mieszkańców do życia. Świergot ptactwa, gdzieś z oddali warkot ciągnika jest niczym. Tu ton tego miejsca nadaje basowe buczenie kumaka nizinnego. Ten mały płaz potrafi takie cuda. I to nie jeden. Zamykam oczy i widzę i słyszę go w tych naszych filmach. Tych o polskiej wsi, o życiu na niej. O nieodłącznym byciu razem ludzi i natury. Ktoś z Państwa poda choć jeden tytuł ?

 

Żywokost albison :)

 

To on miarowo nadyma swe poliki tam w tych trawach ,szuwarach. Malutki ,ale jaki donośny, jaki nasz… Krzyczy w górze czajka na mnie. Rozpościera skrzydła nad tą polną łąką, nad rym zalewiskiem. Nade mną. U końców skrzydeł głęboka czerń by nagle przejść w biel tułowia. Krawat czarny. Genialnie się prezentuje, a może wita. Pod nogami piękny albinos -żywokost lekarski. Biały kwiat, nie jest to rzadkość. Przy nim majestatycznie pną się trzciny. W tle wierzba iwa. Skromna ta wierzba. Skromna. Krok dalej już fioletowy żywokost. Liście łopianu już takie ogromne. Tu im dobrze. Otulone przytulią ciepłym i czułym dotykiem. Wszędobylska jasnota biała nadaje świeżości temu przydrożnemu raju. Podążam dalej, cholera po co patrzyłem w dół- wiem już przepadłem , już moją dusze napełnia miłość do botaniki. A tak chciałem i zobaczyć coś więcej niż moje kochane ziela. Prawie się udało. Zapadam w niej cały…

 

 

Krople rosy na wierzbach ..i trawa gęsta mokra pachnąca rankiem....Tak mocno aż podniecająco !Promienie słońca ciepłe...Trawa się poddaje tym promieniom...Wynikają w nią i przenikają aż do ziemi, uwalnia się wilgoć i woń...Oszałamiająca zapachem... I wszystko co żyje wychodzi z niej.A ranna kropla spływa powolnie po jej źdźble, lekko ugiętej jej ciężarem. Kropla opada bardzo powoli. Prostuje się źdźbło trawy...Ta łza poranna nawadnia i tak już nasiąkniętą wodę od wybrzmiałej Wisły. Ziemia nie pyta , przyjmuje. Korzenie piją a trawa znów się pręży...I pnie w górę do słońca. Większa i grubsza i zagęszcza się. Bucha swoim cudownym soczystą zieloną naturą. Jak się w niej stanie, to sięga po kolana...I ziemia grząska w niej oblepia buty, ma się wrażenie i uczucie tonięcia,Zapadania się...I chce się wyjść, ale nie można... Trzeba o wierzbę się oprzeć, przytrzymać i spróbować wyjść na drogę...Wierzba tak nasza, tak Polska ! To pomnik naszej Ojczyzny. Pod nią nie jedno życie się rodziło i nie jedno uszło. Wierzba nie pyta , wierzba pomaga. Lekko podejmuje i oddaje . Cicho mówię dziękuje. Szelest liści mi odpowiada ...Wiem że jestem w tym świecie i ten świat jest we Mnie. A przecież ta poczciwa staruszka Wierzba jest bogactwem.Jej gałęzie ścinane na opał odrastają zawsze. Jej kora zmielona jak popiół chroni przed odparzeniem niemowlęcą pupkę. Jej pnie dają oparcie a gałęzie schronienie przed słońcem. W cieniu wierzby można usiąść lub zasnąć bezpiecznie jak przy matce. Tak czule otaczającą swoją miłością dzieci swe.Bo ona była i jest...Szumią jej liście słyszysz? Tak dźwięcznie! A wiatr bawi się gałęziami, wiotkie przechylają się ,szeleszczą bladozielone listki.Letni zefirek smaga lany pszenżyta zrzucając z niego ostatnie krople poranka. Kolejnego uwolnienia się od mroku i złych nocy. Poranka wiślanego , pełnego ptactwa i żabiego trelu , pełnego pracy rak ludzkich o tam w oddali . Na kolanach gospodarz już dogląda swego zagonku. Płynie rzeka zboża , wije się i kręci niby tak przaśnie , ale dziś tak czule, tak ciepło. Jakby chciała się przywitać….Nie wiem ....Zboże młode zielone...Śmieje się bo wzrasta w siłę! I niebieskie chabry między nim migotają okraszone kroplami rosy.

 

Czyściec błotny 

 

Wybudza mnie z tego świata przeraźliwy jazgot mew śmieszek. Stoję przy drodze, przy wierzbach , przy zalewisku. 6:10. Tyle minęło już czasu ? dla mnie to była sekunda. Zawinięta w pakunek cudowności na jej szczycie , szczycie dzikiego szczypioru raduje mnie. Pospiesznie zrywam ich kilka - będę miał na kanapkę. Obok czyściec błotny o nie bardzo ponętnym zapachu, ale jakże ważny w medycynie ludowej choćby na stawy, na rany. Na drodze wyrasta już lebioda. Kiedyś ratowała ludzi przed głodem. Zbierano ją , obgotowywano i jedzono. Występuje tu stadnie. Ja mówię na nią szparagi dla ubogich. Choć jest bardzo dobrym źródłem i witamin i niezbędnych pierwiastków. Ale teraz mamy ze sklepu wszystko przecież… takie ładne , umyte, zapakowane…… I jaskry i nawłoci kanadyjskiej łany i rukiewnika często z daleka mylonego z rzepakiem nie dają mi spokojnie opuścić ten raj. Słońce coraz wyżej. Puka w ramię swoimi parzącymi coraz bardziej językami. Znak ,że kończy się ten świat , ten mistyczny poranek wiślanego, ten tajemniczy zamglony pełen jakiegoś głębszego uczucia ranek. Gospodarz w oddali na kolanach dalej.

 

Jeszcze przez jedną chwilę tak będzie...bo słońce wyżej.I cieplej się robi, magia poranka ucieka bezpowrotnie...Dzień ten gorący i silny, twardy wdziera się nie pozostawiając złudzeń! Ruszam kłaniając się temu miejscu. Tej oazy i nowej mojej przystani. Tej między Klikawką a Wisłą…..

 

 

 

05 czerwca 2019   Komentarze (3)
przyroda   filozofia   opatkowice   wisła  

Po drodze. Wymysłów - Kapliczka przydrożna...

Droga relacji Bobrowniki - Krasnogliny - Wymysłów

 

Wymysłów pod Bobrownikami.

 

W bezkresie lasów, cudownych, pachnących żywicą, przecinanych wieloma szlakami i pieszymi i rowerowymi stoi przydrożna kapliczka. Nie sposób jej ominąć czy pominąć. W swoim majestacie i pięknie oraz tej prostocie a jednak wielkiego bogactwa stoi monumentalnie przy zakręcie w otulinie lasu. W tle las,domostwa,z drugiej strony już zapadnięta chałupa okryta płaszczem drzew i krzaków. W oddali widać domostwa, dym snuje się po okolicy. Świergot ptaków dziś z rana to istne arcydzieło symfoniczne dyrygowane przez przyrodę.

Kapliczka z 1931 roku.

 

Kapliczka słupowa , myślę że ma około 2,5 -3 metrów. W dolnej części inskrypcja cytat lekko zmieniony z Gorzkich Żalów :

"Kłaniamy się Tobie i chwalimy Cię Jezu Chryste żeś przez krzyż Twój święty świat odkupić raczył. 1931". Wyżej we wnęce obraz Maryjny a nad nim serce w wieńcu kolorowane. Zwieńczona drewnianym krzyżem z krucyfiksem. Zadbana, bardzo urokliwa.

Zamudowania osady Wymysłów

 

Sama miejscowość do 1650 roku była nazywana Piardy. Ówcześnie zamieszkana była przez 2 rodziny szlacheckie.w 1797 roku pojawia się w źródłach pisanych miejscowość Wymysłów i zamieszkiwało ją 6 rodzin. W 1987 roku już 36 rodzin.

 

Zdjęcie własne, opis miejscowości na podstawie książki "Bobrowniki 1488-1988".

03 czerwca 2019   Dodaj komentarz
przyroda   wymysłów boborowniki  

Historia lokalna- Młyn Pod Czarnym Lasem...

 

 

 

"....Cóż to była za radość !

Teraz brakowało Antkowi tylko żony, żeby mógł ją bić, i już byłby z niego prawdziwy młynarz!..."

Bolesław Prus "Antek"

 

Cóż za tragiczny opis .... u Pana Prusa...

 

Dziś odwiedziłem drugi młyn wodny w Bochotnicy. „Pod Czarnym Lasem”. Dokładnie do miejsca gdzie był , bo dziś to już zabudowania z pięknie przystrzyżoną trawą tuż przy drodze na Nałęczów. Mostek ledwo widać z drogi, lecz byłem czujny i czujnie jechałem. Skręcam i przez mostek do ściany góry wąwozów. Dość nowy płotek drewniany pięknie ciągnie się od ściany lasu do Bystrej.

 

Napęd wodny w Polsce wprowadzili cystersi. Już w XII wieku zaczęły być nieodzownym elementem krajobrazu ojczyzny. Napędy młynów się rozwijały i unowocześniały. Od koła napędowego podsiębiernego o małej sprawności ( góra 30 procent) przez koło nasiębierne. Na końcu turbiny choćby ta wynaleziona w 1848 roku przez amerykańskiego konstruktora Jamesa Bichono – turbina Francisa. Czy jeszcze bardziej wydajna turbina Kaplana wynaleziona w 1912 roku przez inżyniera Wiktora Kaplana.

 

Mostek solidny „ Strategiczny”. Nośność 30 Ton. Akurat pod czołg. Tak ta droga i ten most był „strategiczny” za czasów wiadomych. Mostek pozostał. Młyn nie. A o nim dziś piszę.

 

Młyn został wybudowany przez Klemensowskiego jak i ten na Zamłyniu. Rok budowy to około 1880 roku. Klemensowski to ówczesny właściciel dóbr Celejowsko-Bochotnickich. Czasy zaborów , czasy trudne. Ród nie posiadał stanu szlacheckiego a dążył do tego. Zbudować swój prestiż mieli także poprzez odbudowanie zameczku Firlejów w Bochotnicy zwanym „Esterki”. Ich „lojalność” do władz rosyjskich jest tematem wielu niewyjaśnionych do tej pory spekulacji. Czy rzeczywiście pomagali zdusić powstańczy ruch na ich ziemiach… zostawmy duży znak zapytania.??

 

 

Idąc za myślą pana Aleksandra Lewtaka można wyczytać ,że

 

„Długi czas napędzany był kołem wodnym, które dopiero w 1938 r. zastąpiono turbiną Francisa wynalezioną przez jak wyżej opisałem Bichono .Główna konstrukcja budynku wykonana została z potężnych drewnianych bali, które starannie oszalowano z zewnątrz deskami. Tuż przy śluzie znajdował się drewniany most, przez który wiodła do Zbędowic. Wodę w rzece piętrzono do wysokości 1.01m. młyn stanowiący własność Józefa Klemensowskiego został około 1933r. przejęty prawdopodobnie za długi przez Szmula Joska Fryda. Przed wojną młyn wydzierżawił m.in. Juliusz Zawadzki oraz Zygmunt Gałkowski i jego brat Lucjan. Ci ostatni jeszcze parę lat po wojnie zajmowali mieszkanie przy młynie. Młyn posiadał prądnice produkującą prąd na potrzeby młyna i domu mieszkalnego. Był to jeden z najlepiej urządzonych i wyposażonych młynów. ( 3 stoły walców, jeden kamień i szmergłówka( przyp. autora ścierna skała)). W czasie okupacji młyn zajęty przez volksdeutcha z Końskowoli- Ulfika pracował na potrzeby okupanta. Partyzanci kilkakrotnie dokonywali tu akcji rekwizycyjnych. W roku 1953 wody ze spływów wiosennych uszkodziły urządzenie piętrzące i unieruchomiona została turbina. W wyniku postępowania spadkowego młyn i przyległa do niego ziemia stała się własnością spadkobierców, którzy odziedziczony majątek sprzedali w 1958 roku Marii Szabelskiej i Henrykowi Kozłowskiemu. Na skutek nieporozumień między nabywcami a lokatorem (Gałkowskim) młyn przez kolejne lata stał bezczynnie, dewastowany przez okolicznych mieszkańców. Około 1980 roku szkielet budynku konstrukcji ryglowej pozbawiony maszyn i urządzeń został rozebrany przez aktualnych właścicieli ( Kowalczyk , Szabelski).”

 

Dziś zostały płyty betonowe po całym tym ustrojstwie reszta to krzewy , drzewa, i kładka na Bystrej.Ta skąpana w zieleni traw, drzew przełamana ośmiałem - żółtym tym jakże letnim kwieciem, fioletem żywokostu i błękitem przetacznika przyroda wybrzmiewa w sposób wspaniały. Gdzieś na kładce dzieci nogi moczyły w mętnej lessowej Bystrej , górskiej Pani. Już nie korpulentna, już smukła sama w sobie , płynie swoim korytem. Swoim rytmem. Napędzałam kiedyś 23 młyny , dziś tylko jestem niemym świadkiem tej przaśnej codzienności, ludzkiego żywota. Już nikt do mnie nie przychodzi i kijanką nie łupie, nie stawia kaszorków, nie napędza kamieni młyńskich. Uwolniono mnie z ciężkiej pracy i płynę taka bez celu. Jeszcze mnie na kilometrze zmienili , obłożyli kamieniami betonami jak Kurówkę w Puławach….

 

 

Pan Edward Piwowarek – genialny regionalista kochający Bochotnicę miłością nieograniczoną i jedyną zaznacza i słusznie , że :

 

„Trzeba pamiętać, że młyny w przedwojennej Polsce były nie tylko fabrykami mąk i kasz, ale jaskółkami industrializacji środowiska wiejskiego. Były one miejscem wymiany informacji poprzez sam fakt kilkugodzinnego w nim przebywania i obcowania sporej grupy osób korzystających z młyńskich usług. Właściciele młynów stanowili wiejską elitę. Cieszyli się niekwestionowanym autorytetem w środowisku, niejednokrotnie odgrywali rolę arbitrów w sporach międzysąsiedzkich. Będąc ludźmi zamożnymi, wyróżniali się wysokim poziomem kultury osobistej, inspirowali, inicjowali i pełnili ważne funkcje w społecznych organizacjach, na przykład w zarządach ochotniczych stażach pożarnych, nie szczędząc grosza na zakup sprzętu gaśniczego. Właściciele młynów prawie wszędzie prowadzili wzorowe gospodarstwa rolne, zakładali nowoczesne sady, szczycili się pięknymi końmi i rzędami, a ich dzieci uzyskiwały gruntowe wykształcenie. Stopień oddziaływania na środowisko był znaczący pod wieloma względami. Zaryzykuję twierdzenie, że znaczna część mieszkańców zazdrościła rodzinom młyńskim ich poziomu i standardu życia, ale była to zazdrość zdrowa i inspirująca, skłaniająca do dorównywania w sposobie bycia i zachowania. Wiele osób znalazło zatrudnienie w samym młynie lub w gospodarstwie rolnym i domowym ich właścicieli bądź dzierżawców.”

 

Drugi młyn Bochotnicki opisany. Zwiedzony. Pozostał jeszcze jeden. I młyn a później tartak. Gdzie? W ukochanej Bochotnicy….

 

„Wyjdę ja za młynarzyka ,

On mąkę miele gorzałkę łyka.

Bo młynarzyk sobie mąkę pytluje,

A młynarka dobre kluski gotuje”

 

Przyśpiewka weselna

 

 

 

Zdjęcia własne. Opisy na podstawie :

Młyny wodne rzeka Bystra i jej dopływy - A. Lewtak

Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana - E. Piwowarek.

02 czerwca 2019   Komentarze (4)
bochotnica   historia   młyny i wiatraki   młyn czarny las klemensowski  
< 1 2 >
Izkpaw | Blogi