Historia lokalna - Krzyż z brzeziny zatopiony...
Brama kościelna Gołąb.
Ostatnie wylewy Wisły nie tylko budziły strach i trwogę ale i uruchomiły niezliczoną ilość komarów. Słońce już wysoko choć to wczesny ranek. Przed szóstą, grubo przed. Pięknie odbija swoje oblicze od Gołębskiej świątyni. Tak stoję tu przy niej i napawam się tą cudownością . Historii , sztuki i architektury. Już dużo wiem o tym kościele ....
W lipach już starych straszny harmider ptactwa. Wszystko co żyje w koronach tych cmentarnych drzew krzyczy i się przekrzykuje. Unoszę głowie by się przywitać. Na chwile milkną i oddają - tak czuje - mi swoim skinieniem ukłon. Zapach unosi się z łąki i byłego sadu za kościołem. Tam właśnie stoję. I tak patrzę na kościół szukając zrozumienia , pocieszenia i odpowiedzi . Odpowiedzi na trudne , bo zroszone krwią pytania. Serce i dusza potrzebuje moja teraz wielkiego wsparcia. Napełniam je dziękując temu miejscu . Pochylam głowę i żegnam się. Zanim na dobre zacznie się trudny dzień , gorący w pracy - mam wypełnić to czego od wielu wielu dni unikam. Dotykam ceglanych murów kościoła, czuje z nim więź coraz mocniejszą - tak jestem gotowy . Codziennie mijane lotnisko Gołąb - Borownia nigdy mi nie spowszednieje. Tu zawsze w ciszy choć krótkiej oddaje hołd tym co polegli za ojczyznę , za rodziny. Sianokosy już , rzepak się zamknął w strąkach. Morze jego zieleni rozlewa się w tym miejscu. A ja płynę na jego skraj... już blisko. Nabieram coraz częściej duże hausty powietrza. Droga fatalna ...samochód tańczy niezgranie po tych płytach. Pompownia ,kompleks gospodarski , po lewo gdzieś majaczące Matygi. I w końcu las i rozjazdy w nim. Gaszę silnik ... nie wychodzę. Wiem gdzie, idę wiem po co . Trzeba być tak mocno ponad by w tym miejscu dostrzec tragedie ludzi a nie przeszyta na wskroś nienawiść do okupanta.... Wiem ,że jak otworze drzwi w aucie to już nie ma odwrotu. Przechodzę tą barierę. Wita mnie sośnina tak o poranku pachnąca sobą. Ogromne dziewanny , o tak już wybrzmianych korpulentnych kształtach. Jaskółcze ziele już w strąkach. Tak wiosna już dawno się spakowała ze świata roślin i nie tylko ich. W oddali słychać budzący się do życia ziemski padół. Ale coś tu nie gra. Nie pasuje. Idę może mi się wydaje ...
Leśna brązowa droga, na niej szyszki. Dokoła połamane drzewa, które zostaną na dnie lasu i las je pochłonie. Im głębiej w las, tym ciszej, ciemniej, więcej drzew, tych skręconych i tych prostych.
Cicho , złowieszczo cicho. Czuje już tak mocno niepokój. Wiem co zobaczę ale czy jestem gotowy ? Czy jestem ? Las pusty tak bardzo usiany lejami po bombach. Widać ze nie radzi sobie tu z tą historią. Krwawi rana pożogi wojennej. Czuje to tutaj. W Borowinie. Tygiel emocji we mnie coraz bardziej paraliżuje mnie. Znak tego miejsca drzewo ścięte ludzką ręką, wiszącym wysoko nad ziemią, trzymającym się gałęzi, jakby ktoś rzucił nim jak patykiem, a ten patyk utkwił między gałązkami.
Fotografia : Małgorzata Daniłko.
Jest tam cicho, a w tej ciszy coś niepokojącego, tam nawet ptaki nie śpiewają. Już uciekły na skraj lasu. Wolą tam przy zabudowaniach tam gdzie słońce rozświetlona już ziemie. Komary tak agresywne stają się coraz mniej nachalne. Tu jest tak surowo, tu czuje wielki dramat. Każdy krok po tym miejscu to wielkie poświęcenie z mojej strony. Już jestem.
Mogiły i krzyż
Z oddali bieli się prosty krzyż z brzozy. To tu. Równa powierzchnia lasu w tym miejscu wygląda jak fala, a na niej 5 grzbietów, może 6. Ludzie w tych mogiłach śpią otuleni kołdrą z zielonego żywego mchu. Las ich przyjął i traktuje jak wszystko, co jest na runie lub w runie, żywi się tym. Cisza...taka nieprzerwana od wielu lat. Pochylam się, czy ten dramat tych kilku ludzi tu pochowanych mnie przygniata ? Tego nie wiem . Modlę się w duchu potem już na głos , niech niesie się po lesie . Może gdzieś tam dalej już nie ma brzezinowego krzyża tylko ledwo widoczne mogiłki. Modlę się o to by przekleństwo wojen nigdy się nie powtórzyło.
Ktoś kiedyś dbał, dzięki tej osobie zachowały się ślady mogił. Krzyże brzozowe leżą pod drzewem i trudno powiedzieć ile ich było...może też jeden, może właśnie 5... Ten, który jest, to skromny, brzozowy, w ciemnym lesie widoczny bardziej. Podobno kiedyś był też znicz. Bezwietrzne leśne powietrze, nic nie skrzeczy, nie skrzypi, tylko mech gruby jak kołdra puchowa. Śpią a na dobranoc miejscowi czy ktoś poprawia im kołdrę z tego mchu. Wymownie w oddali także widzę drzewo powalone nienaturalnie , jakby wyznaczały ten obszar , obszar zakatowania , ludzkiej tragedii. Tak tu bardzo świeże są te wojenne krzyki historii, nawet pajęczyny nie plecie leśny pająk. Nie ma odwagi? Nie może? Trudno powiedzieć. Tu tyle znaków zapytania. Kto tu tak właściwie śpi wiecznie? W tak zadbanej leśnej mogiłce? Ktoś od końca wojny dba , gałęzie odrzuca, szyszki usuwa. Krzyże z brzeziny stawia. Miejscowi mówią o tragedii grupki ludzi w niemieckich mundurach. Być może to byli Niemcy , a być może nasi partyzanci w przebraniu niemieckich żołnierzy. Widzę dramat umęczonych, głodnych, spragnionych ludzi w niemieckich mundurach, zmęczonych po kilku dniach więzienia w piwnicy. Śmierdzących potem, pobitych, widzę, jak w strachu kopią swój grób, trochę ziemi, trochę piachu, czuję te ich ostanie chwile. Rosjanie bezwzględni, podpici, z czerwonymi twarzami i wściekłością w oczach. I dalej już nie mogę patrzeć. Słyszę strzały i upadek ludzkiego ciała do grobu. Oni tu zostali i teraz śpią pod mchem, w zupełnej ciszy i zupełnym zapomnieniu. Modlę się nad tymi ludźmi i odchodzę z bólem i cierpieniem.
Odłożone krzyże
Wiem ,że już niedługo dzięki zaangażowaniu osób mających głęboko w sercu historię lokalną tych ziem, choć czasami trudną - dostaniemy odpowiedzi na te pytania, zgłoszono do instytucji . Być może te odpowiedzi będą pokazywały trudną ludzką i historyczną prawdę. Być może odpowiedzi postawią więcej pytań …..być może…..