Ogórki wspomnienie konewki cięzkiej
Targ w środę pod mostem w Puławach. Gwar , ruch , przy MC masa aut, pielgrzymki piesze. Gdzie niedawno Tesko żywiło tysiące, dziś płyną z rana mrowie ludzkich cieni. Mają i koszyczki i reklamówki czy siatki nawet. Te takie stare. Pani dziś miała taką. Patrzyłem na siatkę długo. Sploty luźne, dwa krążki z plastyku niczym obręcze dziarsko trzymane w dłoni starszej pani. I te korowody dziś lgną do miejsca spotkań targowych. Tylko napis razi mnie …jarmark … Toż to jaki jahmark …przeca one odbywały się co rok. Targ co innego. A co z targowania na targu zostało? Dalej umiemy się kłócić z kasą fiskalną na pęczek marchwi? Z rolnikiem na pace mającego worki po 25 kg młodej Irdy czy Lorda? Nie wiem tego, dziś po pracy mam swoje ja. Swoje patrzenie w przeszłości smaki pracy znoje. Mam ok kolegi z pracy 15 kg ogórków małych , idealnych na małosolne, na korniszona, na kiszonego. Mój pierwszy w tym roku słoikowy czas. Rok temu byłem pewny ,że w sierpniu będą jeszcze….już nie było ..kupowałem kiszone , ale co gorsza kwaszone ze sklepów , przeklinając moją opieszałość i zaspanie w lipcu. Dziś wiem ,że dla dzieciaków będzie zrobione. Ogóreczki świetne ,idealne. Żebrzę liść chrzanu, kolega rwie bez zastanowienia. Bo w moim domu liść chrzanu a nie korzeń się dawało. Pytam – masz wiśnię? Mam a co…można kilka liści ? A po co Ci ? No jak po co ..do kiszenia. Liść wiśni obowiązkowo, był i liść porzeczki czarnej w domu, lecz dziś nie miałem na podradziu. Wcisnąłem kilka rwanych liści winogrona z Niwy. Koper sterczy na jego polu…kilka ich kwietnie . Pięknie pachnie …a ja dalej proszę …no choć kilka ich . Rwie, ale mówi ,że żona mu jajka urwie… Śmiejemy się fakt nie dużo go na jego dęblińskiej ziemi. Zabieram 15 kg ogórków swoich , bez chemii, nie gorzkich od słońca i chemii. Takich swojskich. Jadąc do domu , do Puław targnęła mnie myśl wspomnień moich….
To w cale nie lekka konewka była, na drugą rękę wiadro. I Tak wzbogacony o kieratu późnej wiosny upalnej ,raz ja , raz tato wydreptywaliśmy ścieżkę do stawku. Tam mała kładka dla ogrodników. Każdy na kolanie zanurzał konewkę ocynkowaną tej mętnej wodzie i wiadro. Wstawał i szedł do swoich papryk czy pomidorów pod folią. Jak słońce piekło dłużej to i czas na polewanie ogórków ,co wodę pić kochają jak i fasoli , bobu,marchwi….w sumie wszystkiego. Jak ktoś miał bliżej to ciągnął szlauchem i podlewał wieczorem. Pamiętam jak ciężką konewka stawała się po raz 20. I ten dziubek. Można było zdjąć nasadkę dającą równomierną wielko strumieniową fontannę wody na mocny jednorodny kanał wodny.W upalne wiosny i lata niczym pielgrzymi szliśmy do stawku po wodę. I tak jak się zaczerpało tej wody to i na drodze się spotkało sąsiada. Z Każdym po kilka zdań. Pamiętam starzyzna długa gaworzyła a młodzi zaiwaniali. Pomidor lubi wodę, ogórek też. Jak jej z nieba nie było to trzeba było się nosić. I tak wieczór każdego upalnego i suchego dnia był wypełniony noszeniem przez gospodarzy wody dla potrzebujących roślin. I ten ogórek pamiętam tak wyczekiwany. Wzejdzie ..nie wzejdzie. Gdzieś obok tyczek fasolowych i bobu wysiany. Wije się po ziemi często spękanej słońcem. Nabiera na małych ogórkach kwitnienia bladą żółcią… Co dzień doglądany jak cały ogród przez rodziców. Z gracką na chwasta ,z koszykiem mleka kwaśnego i bułek z serem dogorywaliśmy z nimi na lipcowy późny pierwszy zbiór. Gdzieś obok kabaczek był, patison, dynia nawet. Groszek zielony, fasolka ,bób, i e korzeniowe . Truskawki zagonki i przekwitające łęciny ziemniaka. Pierwsze smakowanie …czy nie gorzki… W tym roku nie …jaka ulga. Te pierwsze ogórki pola pokochane ze śmietaną i koperkiem gościły na obiedzie z młodymi podkopanymi ziemniakami , okraszonymi skwarkiem czy cebulką…. Ta mizeria była fenomenalna. Swój ogórek, swoja śmietana, swój koperek…szczypta soli kamiennej, kapka pieprzu i sadzone na swoich jajkach.
To była niesamowita młodość. Pamiętam ,że ludzie jeździli i pobierali solankę na wyspie solnej w Kołobrzegu do kiszenia. Leje się z gardzieli do tej pory. Wybitnie słona woda…aż za słona. Ci co testowali mówią,że za mocno soli. Rozcieńczali jakimś kluczem. W domu pamiętam sól Kłodawska niejodowana . Gruba, kryształ konkret. Naszykowane słoiki a w nich liść chrzanu, czosnku ząbek, liść wiśni , liść porzeczki , koper i wsadzane na wcisk ogórki. Maławe,idealne. Kiedyś mama zalewę gorącą robiła, dziś zimną by sól się rozpuściła. I ja jak ona. Dwie płaskie łyżki na litr wody. Inni dają czubatą jedną łyżkę , inni dwie łyżki… ile nas tyle przepisu. Ja matczynej proporcji się trzymam. Ogórek ze 3 godziny pił wodę w wannie. Teraz zalany do rana solanką , by rano podrównać i zakręcić …niech się kisi…. W planach i korniszony i sałatkę i kilka słoików kiszonych znowu….lubimy kiszone….bardzo….