Zielone wspomnienie metropolii puławskiej...
W 2011 roku przeprowadziłem się do Puław z rodziną. Ruszyłem z Dęblina ,gdzie kilka lat mieszkałem na Pekinie. Poznałem subtelną miłość Dęblina do Ryk,czy na lewą stronę Wisły. WKZ – czyli Warszawa koło Zajezierza, czy Wschodni KaZachstan. A na Kwadracie na Lotnisku jest sprejem napisany wulgarny napis : Jeśli kupa wyjść nie może s*** na Ryki to pomoże. O dziwo byłem niedawno tam i ktoś poprawił wyblaknięty ten napis. Znak ,że szorstka miłość Dęblinian do mieszkańców Ryk pozostał. Choć to już tyle lat. Na Lubelszczyznę za pracą z Poznania przyjechałem w 2007 roku. Poznałem zupełnie oderwany od tego co słyszałem obraz kongesówki. Kiedyś jechałem całą Polskę do Radzynia na ślub kuzyna. Dworzec był PKS wybitny. Dla mnie zupełnie inny świat. Człowieka urodzonego i wychowanego na Ziemi Kołobrzeskiej ,Ziemi Odzyskanej. Murowanej, dachówką ceglaną krytą. Osłuchałem się jak to ten Wschód wygląda. Bieda, koń i zaprzęg, pług i kierat. Lepianki ,czy ziemianki. Kobiety w chusty zakute i chłopy pijane. Tak na zachodzie mówiono. Pamiętam to dobrze. I z takim nastawieniem jechałem pierwszy raz na Wschód.Przez Stoliczną Warszawę z przesiadką i na końcu autokarem na dworzec PKP w Radzyniu. Spotkałem inny świat. Zupełnie. Piękne ,zadbane miasto, z Pałacem i Parkiem. Nowoczesne ,brak kobiet zakutych w chusty i majaczących pijanych chłopów. Choć zaciąganie i kładzenie na inne litery był akcent to dla mnie ,pokolenia urodzonego Białorusina Dziadka był tylko muzyką dla uszu. Tak. Tato mój urodził się pod Baranowiczami na Białorusi. A ród mój z Ukrainy ,spod Kijowa. Tak. I Dęblin nie zawsze w Lubelskim był. Zabudowa drewniana, zbita. Kapkę nowego i starego. Małe miasteczko wojskowe od prawie dwóch stuleci. Ma swój urok. Historię często niedocenianą i zapomnianą. A przecież tu urządzali najznamienitsi architekci, panowały wielkie rody zapisane na annałach Polski. Bliskość jednak „cywilizacji” puławskiej nęciała i korciła. Eskapady do Zielonej Nadwiślanką pamiętam. Inny świat. Drogi szerokie ,dwupasowe. Neony i dymiące kominy i parowniki Azotów. Lata 2009-10 były dla mnie poznawaniem Puław jako nowoczesnego miasta ,bardzo industrialnego z bogatą historią wielkich rodów tu żywiących się trudem pracy ludu i ziemi. Do tego masę imprez jakie Puławy oferowały. Pamiętam jak przechadzały się orkiestry dęte i nie tylko po tym mieście, jak muzyka klezmańska wybrzmiewała. Jak na zakończenie lata przejeżdżał Kult. Był basen i to nie jeden,były knajpy trwające do tej pory. Kino 3D w miejscu Nysa,czy Wermaht kino-teatre. Lody koło byłego Bristolu,czy tatar najlepszy w Antyku. Pałac ni jaki w bryle ,wille na Mokradkach piękne i Pałac Marii okazały ,uderzony obuchem zapomnienia i starości. Ulice Centralna, Piłsudskiego oddychały nowoczesnością. Masę zieleni to pamiętam ,pełno drzew, krzewów ,ładnych chodników i ścieżek rowerowych. Istna metropolia i widoczna przepaść wówczas między Dęblinem czy Rykami. To był cel mego bytu. I tak od 2011 roku na Niwie w świeżo wykarczowanych jabłoniach na Spacerowej osiadłem. Las instytucki do dziś mi towarzyszy i szumi. Pokaźne topole,sosny,buczyny,czy pachące do upadłego czeremchy na wiosnę. Choć z piachu i płyt ulica dostała asfalt i drogi dla rowerów,pieszych . Dostała latarnię, i nowe ,nowe bloki to smak został. Kocham ten zakątek Puław. Tu mam spokój i tu odpoczywam. Las i las miejski blisko. Często ubieram buty biegowe i szuram kilometry po duktach leśnych pachnących sośniną.Żywicznym znojem przeplecionym brzeziną ,czy dębową fasadą. Puławy do dziś mają masę smaków do odkrycia. Choć uleciał już czar ich z lat 2011. Choć dalej zielone ,ale coraz bardziej w brukowej kostce i blok hausach zamknięte. To ma klimat. I to nie ten Czartoryski dla mnie ,tylko miasteczka przez które przetoczyły się masy okupanckich wojsk,czy sojuszniczych. Zostawiających niczym pieczątkę po sobie jakiś ślad. To dla mnie jest niesamowite. Odkrywanie kawałeczka tajemnic tego miasta. Tak dla mnie nowego jak i tajemniczego. Dla turystów to budynek jungu i park. Dla mnie cała reszta. Port, Piaski, Piasecznica, Włostowice stare jak świat. Parchatka, Działki Urzędowskie,Niwa. Wszystko kryje tajemnice. Jak choćby u zbiegu dróg Kopernika ze Skowieszyńską .Tu ludzie w latach 70 palili znicze i się modlili. Teraz powstało blokowisko, ale jest kapliczka Frasobliwego. Ktoś jednak upamiętnił miejsce to ? czy tylko inicjatywa ludzka tego miejsca? Sam nie wiem, maryjna kapliczka została postawiona na Górnej. To zupełnie nowe miejsca kultu religijnego. Od lat 60 miasto budowało swoją nową tożsamość. Nowe oblicze. Spłynęło tysiące ludzi by pracować i budować kombinat. Nową stronę Puław. Już nie letniskową i spokojną tylko industrialną i nowoczesną. Tak bardzo nawet nowoczesną. Bo przecież pierwsza Parafia w mieście została erygowana 30 września 1919 roku. Tak kościół na górce.Czy takie smaczki jak ulica Japońska ,czy Wąska. Były ogród Jordanowski,czy amfiteatr nieistniejący.Puławy mnie interesują, bardzo nawet. Mam znajomych co z geście mojej rządzy poznawczej przekazują mi książki ,często unikaty. A ja chłonę, choć jestem tylko marny amator to mam o tym puławskim zagonku coraz więcej dobrego słowa i szacunku. I niech tak zostanie. Trudem rąk robotników zbudowane na nowo…..