Zapomniany czar domowych peweksów...
Lata 90 te , no może końcówka lat 80 był przełomowy w domowe wynalazki. Pamiętam doskonale jak
wszystko co smakowało – czytaj było nie z Polski- było trudno dostępne. Królowała woda stołowa w
butelkach 0,33 dogazowana kranówka szumnie nazwaną rozlewnią wód...heh. Każda gmina miała taką
rozlewnię wód,takie gazowane kranówki...bo z gazem wchodziło o niebo lepiej. Pewnie i w Puławach
taka lura z gazem w odpowiedniej butelce była działana...chyba na Profeckiej Wólce chyba... nie wiem do
końca. Koło domu rodzinnego mojego to była w Siemyślu. Szkoda gadać, jak był gaz i łechtał to było w
miarę. No w domu pamiętam w czerwonym opakowaniu były takie mosiężne w kształcie lejka trochę
dziwne naboje, śmierdziały w dłoni. Tak te do syfonu. Taka domowa kranówka dogazowana. Syfon się
zwało ,w gniazdo wkręcało się nabój. Robił psssss to ok. Jak nie to pusty. I tych pustych była cała masa.
Walały się po domu. To czas kiedy Grodziska w swoich niepełnolitrowych butelkach serwowała swoją
gazowaną wodę i nowe smaki. Pamiętam kolę. Butelka tego eliksiru była arcy droga ,więc z rodzeństwem
po nakrętce smakowaliśmy tą nowość. Pamiętam jak tato z DDR z wykopków ziemniaków przywiózł
nam ciuchcię na baterię ,parówki w słoiku i lemoniadę w kolorze fluo. Tak z rodzeństwem patrzyliśmy na
tą lemoniadę o nienaturalnych kolorach z każdej strony. Padło hasło otwieramy... trzy szklanki arkoroc i
nalewamy sobie...z jednej butelki 0,33 napiliśmy się zachodu w chwilę...nic nie smakowało jak ta
lemoniada....niccc
Dziś w głowie odpaliłem przepis na napój pomarańczowy w wersji budżetowej...jeden pomarańcz ,1 litr
wody.. pokroić ...gotować 10 min...odcedzić dodać cukier...ostudzić.....bosze jak to smakuje.....jak na 92
roku...XX wieku.....