Wielka Integracja Biegowa. Parchatka! KROPKA!...
Uczestnicy biegu - Zdjęcie robiła Maja
Oby ktoś z gości biegowych przybył ….Ta myśl obudziła mnie o 5 nad ranem i nie pozwoliła zasnąć. Kłębiący się wilgotny i czarny jeszcze świt po mału toczył swój żywot , stając się co minuty następne jaśniejszy i dostrzegalny. Uff Nie ma deszczu i jest ciepławo. Co za ulga , bo przecież wczoraj wieczorem deszcz gasił moją radość ze spotkania widząc na końcu odwołujących się biegusiów z powodu tych łez z nieba. Kawa mocna ! czarna! Uderza do głowy , rozjaśnia , wypełnia energią całego mnie i cały mój dzisiejszy świat biegowy. Świat podporządkowany wielkiemu spotkaniu po miesiącach a nawet latach. Przyjaciół biegowych, kolegów, koleżanki, znajomych a także zapoznanie nowych co bieganie mają głęboko w sercu. Liczyłem na trochę osób, wiadomo! Z Multimedia Runners Puławy ,Avangardy. Wiedziałem , że przyjedzie Łęczna , Bełżyce , Tomek z Kurowa….i gdzieś miałem nadzieję ,że ktoś jeszcze. Śniadanie zrobione dla rodziny jak co weekend i kiedy mam wolne. Pakuję kilka cukierków , jak się okazał bardzo ważnych w czasie biegu, jem jajecznicę , bułkę z miodem. Buteleczka wody, ostatni łyk kawy . Grzesiu już jest , samochód czeka pod bramą, czekają emocje, czeka nieznane a tak znane. Jest dobry nastrój, są nerwy, są emocje. Jest pogoda, jest ekipa, jest Grzesiu. Grzegorz nasz lider biegowy, rakieta , Ulramaratończyk, maratończyk…najszybsze nogi w grupie a do tego świetny kolega, bardzo przyjacielski , pomocny niesamowicie. Ogarnął zakupy, ogarnął ognicho. Jedziemy, radość, śmiech, niektórzy jeszcze lekko wczorajsi , ciężkie oczy ,zmęczenie… W końcu wczoraj był piątek….Pogoda idealna, nastawienie także ! Humory aż kipią, od każdego, samochód wypełnia się cudowną radością i żartami. Wjeżdżamy w najdłuższy wąwóz w Europie.Tak to u jest pobudowana Karczma Parchatka a przy niej stok narciarski. Miejsce tak znane i amatorom zimowych szaleństw jak także biegusiom co choćby rozsmakowali się w BST ( Bieg terenowy – Bieg Szlak Trafi). Znane przez niezliczoną ilość tych co kochają spacery w wąwozach lessowych, podziwiających widoki na ich wierzchowinach. Kochających chłód i zapierające dech w piersiach głębocznice parowów. Tu tu ich największe skupienie w Europie , tu można zakochać się od razu. Tu można oddać im serce i duszę jak ja to poczyniłem już dawno. Tu ,gdzie w złotym wieku Czartoryskich Parchatka znalazła wielkie uznanie za genialne walory przyrodnicze i krajoznawcze. Gdzie i car Aleksander chadzał mostkiem do riunki i herbaciarni. Gdzie doceniono ten cud matuszki natury na niejednych malowidłach, szkicach choćby Norblina. O historii tego miejsca można dowiedzieć się z istnej kopalni wiedzy stronie Dzieje Parchatki prowadzoną przez panią Anna- wielką miłośniczkę parchaciej ziemi, regionalistce z powołania i mającą historię jej regionu w sercu i duszy. Z jej współincjatywy powstały piękne tablice z nazwami lokalnymi miejsc , gdzie się znajdują ,ale także i tablica z mapą wąwozów i szlakami w nich oraz rysem historycznym. Słyszałem, że tablic może niedługo się pojawić więcej. Trzymam kciuki.
Dojeżdżamy na parking przy Karczmie, są już samochody …dobry znak. Mam 25 minut jeszcze. To Dziki z Łęcznej. Uśmiechnięci i radośni. Witamy się serdecznie , choć się nie znamy prawie. Gdzieś na zawodach , gdzieś na biegach charytatywnych na krótkie cześć. Tu już czujemy ,że są częścią tego dzisiejszego pięknego święta biegowego. Ogrom radości wypełnia mnie widząc kolejne samochody parkujące . Tu Ekipa z Avangardy, Monia , Iza, Basia. Witamy się , zaczyna nas przybywać. Słoneczko widząc to podkręca ciut temperaturę, robi się mile ciepło i przyjemnie. Pojawia się mijana przez nas Maja. Młody narybek w grupie ,ale jak byśmy się znali całe życie. Do tego srogo biega a co najważniejsze – biega bo ma radość z biegania! Takich ludzi mamy w grupie MR i tacy są ci co nadciągają. A to nasi , Malinka, Stasia, Ola, Ekipa z Lublina! Niesamowici goście , bardzo się cieszę, taki odzew ,że ze stolicy województwa go usłyszeli i przyjechali. Fakt ,dzień później Półmaraton w Kraśniku to wielu nie ryzykowało biegu w trudnym terenie mając widmo jakieś kontuzji. Są i wyczekiwali przeze mnie Ewa i Tomasz z chłopakami. Jest i Nester, Kasia, Michał dobiegł z Puław. Bełżyce nie zawiodły także , pojawiają się i z innych stron biegusie , zrzeszeni i niezrzeszeni. Tu nie ma podziałów , nie ma barier, nie ma ciśnień ….wszyscy równi , wszyscy przyjechaliśmy się świetnie bawić biegowo …ale i zapoznać się czy zacieśni ć nasze znajomości. Przywitałem gości, w kilku słowach o biegu , trasach, prowadzących. Podziękowałem Honorowym Dawcom Krwi bo znam kilkunastu ! Grzesiu opowiedział o trasie na 14 km, Millena o trasie 7 km. Policzyliśmy się …wyszło nas AŻ 58!!!! To szok! Dla mnie szok. Takiego składu jeszcze nie było. Takiego odzewu też nie. A przecież robiliśmy już kilka integracji biegowych. Bywaliśmy także na kilku. Serce aż skakało ze szczęścia. Rozgrzewka prowadzona przez Monikę i jak to mówią – dziki poszły w las….co tu było prawdą. Zaczynał się dla niektórych pierwszy raz w życiu film z wąwozami w roli głównej. Pierwsza styczność, pierwszy zapach lessowej , wilgotnej ziemi. Pierwsze błoto, pierwsze strome podbiegi.
Trasa 7 km
Pamiętam jak czytałem przedruk z Tygodnika Ilustrowanego z XIX wielu, że Góry Parchackie to ostatnie odnogi Karpat. Później gdzie indziej czytałem ,że to odnogi gór Świętokrzyskich. Fakt z nimi było tyle wspólnego, że w bezchmurne niebo można było za pomocą lunety dostrzec Św. Krzyż na Łyściu. A powstanie ich nie ma niestety nic wspólnego ani z Karpatami ani z Świętokrzyskimi górami… Zamykam stawkę , jak na wczesną wiosnę. Przede mną chmara genialnych ludzi z pasją biegania a ja napawam się widokiem ich szczęścia z biegania. Nie łatwo bo od razu ostry podbieg do góry. Gasi zapędy co niektórych , większość na spokojnie podchodzi, Magda robi z Dorotką zdjęcia. I tym składem z Grześkiem ciśniemy przez naszpikowane pięknem parowy i ich wierzchowiny. Dogasające krzaki czarnej porzeczki, aronii bezlistnych już do tego obfitość lasów wąwozów a gdzieś w oddali Puławy,Azoty… Na łąkach już kończące kwitnąć lepnice, jaskry , morza żółtlicy , traw i turzyc już nie tak bardzo zielonych. Liści opadających w lip przydrożnych. Kapliczki na Żółtym Szlaku pozdrawiających nas wędrowców biegowych. Opadamy w dół , do Piasecznicy nie przerywając rozmów zaczętych , znikają nam kontury grupy całej, są szybsi ,ale czekają na nas…bo to nie zawody to spotkanie pokrewnych dusz. Mijamy wąwóz Liszcze , bardziej go omijamy wpadając w jego odnogę prowadzącą na wierzchowinę Skowieszyna. Koło Kobylorków, Wypalanki nawet. Liszcze parów zroszoną krwią niewinnych 42 roku. Przez biegaczy ukochany- znienawidzony. Dobry kilometr pod górę wcale nie łatwym terenie daje bardzo dobry wytrzymałościowy trening. Zostawiamy Piasecznicę, drogę co pewnie ma ze 600 lat a może i więcej. Wbijamy na górę , podchodzimy, czekają na nas. Snuję opowieści o trzmielinie, o owocach na drzewach które szkodzą nam. Skoro zwierzęta nie jedzą , to zapewne trujące. Najprostsza metoda. Udzielają się te nasze rozmowy, opowiadam trochę historii , botaniki , przyrodzie . Każdy już ma pot na czole , ale buty czyste , żadnego błota. Sucho cholera. Biegniemy brogami wijącymi się a to z wstronę Parchatki, Zbędowic,Pożoga, Skowieszyna. Urokliwe wierzchowiny zdradzają nam cudowną panoramę na okolicę. Zapiera dech w piersiach. Nie mijamy nikogo…nikt nie biega,nich nie spaceruje, nikt nie pielgrzymuje…bardzo mnie to smuci. Dzielę się tym z Grzesiem. Ubolewamy nad tym stanem rzeczy. Szczawik zajęczy spróbowany pierwszy raz może zdziwić. Ta koniczyna leśna tak może kwaśno smakować. Uderzamy w Zimny Dół , jest masa błota, wody. Powalone monumentalne drzewa robią wrażenie niesamowite. Rozryte drogi przez motocykle, kłady czy auta terenowe wydatnie szpecą głębocznice uniemożliwiając normalne zwiedzanie i pielgrzymowanie w nich. Tragedia! No nic napawamy się widokami i Skrzypnego Dołu , gdzie zaczesany skrzyp zimowy na stronie skarpy lessowej o ekspozycji północnej uwielbia i tam się rozgościł. Widziany przez niektórych pierwszy raz. Robi wrażenie ! a wiosną jak młode wyrastają to takiego fluo koloru nie ma żadna inna roślina. Przetrwały do naszych czasów tyle milionów lat…Chłód ,wilgoć i uśmiechy , pokrzykiwania , śmiech i radość wyryta na twarzach biegusiów….trasa się podoba. Grzegorz sprawił się na medal. Ostre podejście i już na Żółtym Szlaku, już w stronę Parchatki. Ogromna Akacja a pod nią krzyż metalowy…i historia jego. Historia tych miejsc opisana przez niestrudzoną Anna , która zna wąwozy nie tylko kazimierskie jak własną kieszeń. Te tereny także pięknie opisuje choćby na łamach www Kazimierza Dolnego. Odbijamy w lewo, w stronę Pietrowej Góry. Tu ostatnie widoki cudnej panoramy okolic, ostatnie powąchanie koszuczka marchwi i lebiodki.Opadamy parowem do Wsi Parchatka gdzie witają nas szczekające psy. Cukierek o którym wspomniałem postawił towarzyszkę biegową na nogi.Lecimy dalej, już 2 km do końca.Czuć w nogach te 12 km. Mocne podbiegi,ale i jazda po błocie wraz z zbiegami daje popalić. Odbijemy jumbami już odąc pod ostatnią górę, mijamy już pusty chmielnik. Co za widok przykry..droga na stok Parchatka wije się między już pustymi palami wsporczymi chmilenika, łąkami , malinami już zebranymi. Ciągnie się przy dębach, przy jeszcze kwitnącej mięcie polnej. Widzimy ostatni odcinek naszej przygody, ostro w dół …tam witają nas brawami biegusie z Lublina i Łęcznej…. Udało się! Bieg się udał. Czekaja już na nas Ci z 7 km, trochę już czekają . To nic , dziś można było poczekać….zapraszam wszystkich do części integracyjnej , nieoficjalnej, towarzyskiej. Niektórzy nie mogą, żegnam się z Pawciem, Avangardy większość też napięty harmonogram miała, ko mógł został z chęcią. Mam nadzieję, że byliście i z biegu i integracji zadowoleni jak JA. O integracji, kiełbasie, szarlotkach , tysiącach słów, śmiechów, zagranych na gitarze kilku kawałkach nie wypada mówić… to trzeba było przeżyć.
Pragnę podziękować gościom za tak liczne przybycie, bycie, zabawię , rozmowę, uśmiechy, radości . Dziękuję Grzesiowi za organizację, bieg za wielkie serce! Monice za prowadzenie rozgrzewki, bycie, bieg i wielkie serducho! Kochanej grupie Multimedia Runners Puławy wraz z mecenasem grupy za tak liczne dołączenie się do organizacji wydarzenia, smakołyków na stołach, pysznej herbatki z prądem i złocistego napoju,prowadzenie grup biegowych ,za niesamowity klimat , bycie i wiecznie uśmiechnięte buzie. Wszystkim wielkie dziękuję i już zapraszamy na edycję jesień – zima! Piona !