Sódmaczek leśny - Niebrzegowska opowieść...
Autor przy młodej dębinie
5:50. Gaszę silnik mojego już ciut leciwego samochodu. Już ktoś jest. Stoi przy skarpie. Rozgląda się. Też niedawno przyjechał bo jeszcze czuć ciepło spod maski jego samochodu. Taki jak ja ? Czy może wędkarz ? A może ornitolog? A może przyjechał jak ja odpocząć przed nadchodzącym dniem. W tej mgle i sośninie. W tych chmurach unoszonych przez wody Wieprza. W tych piachach dróg. W tych jałowcach raz to prężących a raz to płożących się. Tego nie wiem. Jest i to chyba wystarczy. Mnie też wystarczy ,że to jestem. Sosny otaczają mnie zewsząd , wiele szlaków leśnych wytyczonych i on – Wieprz tuż poniżej skarpy. Podniesiony, lekko nabrał wagi ale mieści się w swoim korycie. Dziś szybciej bije mu serce, niesie na sobie gałęzie , jakieś butelki, wiruje mocno, cofa się na ostrym zakręcie. Podrywa lekko skarpę i dalej na Niebrzegów , Bobrowniki…. Patrzę się na drogi , która mnie dziś poprowadzi. Czy na te łąki zalewowe na Obłapy ? Czy może na łąki niebrzegowskie ? Podpowiadają mi ptaki prowadząc tak zacięte rozmowy już tak z rana. Gdzieś słyszę i kukułkę. Coraz częściej zaczyna być słyszalna w moich porannych wycieczkach. Nie oponuję, idę w stronę starorzecza. Poranny zapach lasu jest nie do opisania. Ciepły unosi zapach żywicy przepleciony soczystością mchu i traw. Dziś dodatkowo zapachniało już pomału nabierającym fioletu jałowcem. Mgła już nie gęsta ale widoczna tak pięknie otula te lasy – lasy Niebrzegowskie. Pełne na jesień podgrzybków. Tu często przyjeżdżam i pod „radarówkę”, a bardziej radiolatarnię chodzę. Lubię te lasy, są mi bliskie i myślę ,że i one mnie lubią. Gdzieś w oddali szczekający pies – pewnie z Niebrzegowa. Po mgle ciągnie się jego cieniutki jazgot. Droga Gołąb – Bobrowniki blisko , mimo tego już zapadłem w ten las, w tą rzekę w tą przyrodę. Schodzę do lustra starorzecza – bezkres pałek wodnych , tataraków , sitowia , grążeli mnie ujmuje. Popadam w zachwyt i tak stoję i stoję nie czując jak do butów wlewa się ukradkiem woda. Kaczki , mnogość ptactwa przygląda się mojej osobie. Żurawie aż wrzasnęły swoim trelem. Na prawo słyszę koncert żabi. Coś wspaniałego !! Dawno nie słyszana muzyka dla uszu. Słońce walczy z porannymi chmurami , momentami udaje mu się ta sztuka i przebija i olśniewa. Łamie w lesie poranną szarość. Stawiając słupy blasku swego.
Sódmaczek leśny
Tafla wody starorzecza nagle nabiera innej formy. Ucieka od szarości i przaśności nocnego- ranka. Wybrzmiewa na niej nagle koncert ptasi i żabi. Buty już mokre. To nic. Mnie to nie wadzi. Mam czas jeszcze. Choć tu on jest umowny i nieokreślony. Zaciągam się ponownie tym leśnym powietrzem tą ambrozją. Wchodzę na górę skarpy i udaję się w drogę ciągnącą się przy wyglądającym jak rogal starorzeczem. Taki wiecie z makiem. Ja takie uwielbiałem. Zawsze za młodu kupowałem takiego rogala w piekarni i do tego jogurt czy kefir z już bardzo dawno nie istniejącej mleczarni z Kołobrzegu. W jakimś stopniu kefir z Krasnegostawu mi przypomina tamten z lat wczesnych 90… Rozmarzyłem się trochę wpadając w swoją młodość choć już nie dzieciństwo. Cuci mnie dźwięk dzwonka w rowerze!~Taka godzina a ktoś już jedzie ? i jedzie prosto na mnie? Schodzę na lewo z drogi utwardzonej już nie aż tak leśnej. Starszy Pan pozdrawia mnie kiwając lekko głową w moją stronę. Spod jego czapki już dobrze znoszonej kłębią się pukle siwych mocnych włosów. Twarz spracowana, ale łagodna , miła. Chylę czoła i ja mówiąc „dzień dobry”. Takie przaśne a takie miłe i normalne ! ba naturalnie powiedziane i bez musu brzmi zupełnie inaczej. Ciepło i mile. Pan odpowiedział tym samym, lekko unosząc kąciki ust pod krzaczastymi wąsem. Na ramie kierownicy przewieszona torba. Wystaje chleb. Ten nasz! Ten codzienny. Chleba powszedniego daj nam dzisiaj…..
Starorzecze Wieprza....las pałek wodnych
Widzę go oddalającego się przede mną. Zastanawia mnie jego historia, jego codzienny znój i kierat. Jaki krzyż nosi na tych spracowanych plecach…. Idę dalej. Oko cieszą już pięknie swoją białością kwiecia poziomki. Są jest ich tu dużo. Będę wiedział gdzie przyjechać za jakiś czas. Jałowiec już się fioleci swoim owocem. Też jak Matuszka natura pozwoli zbiorę dla siebie tej genialnej rośliny owoce. A są niezastąpione jak i ta żywica cieknąca z ran sośniny obok. Jak mam problemy z katarem, gardłem, czy córka z alergią okadzam dom tymi cudownościami. Wierzcie bądź nie – pomaga i to jak. Poza tym jałowiec nie tylko nadaje genialnego smaku potrawom i wędzonkom ale jest genialnym eliminatorem bakterii. Choćby ogórki kiszone zamiast włożyć w słoik czosnek dać jałowiec to mogą stać i stać. Pod nogami ostatnia biel rzeżusznika. Obok jagodziany a na nich zielone jeszcze owoce. Jeszcze zielone.
Jagody jeszcze zielone....
Same krzewinki jak mocno zielone i soczysto zielone. No i przepadłem w botanikę tego lasu , tej drogi i tego przydroża. Jeżyna już kwitnie! Obok wystrzelił i właśnie czy szczwół plamisty ( szaleń czy psia pietruszka) czy szalej jadowity – śmiertelnie trujące czy może trybula leśna ( nietrująca, miododajna) . Nie ogarniam tych selerowatych. Zwyczajnie nie dotykam – oglądam i podziwiam. Dalej dziewanna już się liśćmi rozkłada ale daleko jej jeszcze do swojej okazałości. Krok dalej jaskry się żółcią. Tak na tle tej zieloności pięknie się prezentują.
Poziomkowy zagonik
Dalej krok za krokiem, siewki dębiny już spore . Buczyny też. Staję przy dębinie. Już rosła. Przyglądam się jej słucham co ma do powiedzenia. Cicho mówi, młoda – może się wstydzi. Fiolet koniczyn ubogaca to przydroże. W oddali dalej mgła, ale już coraz skromniejsza. Odchodzi wraz z poranną nocą. Jaskółcze ziele już kończy się żółcić ,zamyka się w swych strąkach. Podobnie czosnaczek. Znak, że wiosna w roślinkach pakuje manatki i przyjedzie tu za kilkanaście miesięcy dopiero. Gdzieś w oddali powyginana brzoza . Dziwnie się tu komponuje wśród tych sztywnych i prostych sióstr i braci. Zegarek prawdę mówi. Czas wracać. Minęło 20 minut a jakby minęły godziny. Staję na chwilę by zapamiętać i zarejestrować to co dziś ujrzałem i poczułem.
Moja droga.....
Pod nogami urósł przede mną dawno nie widziany mój przyjaciel leśny. Siódmaczek leśny. Taka skromna roślinka a tak piękna. Siedem płatów śnieżne -białych złotem lekko oprószone. Dawno go nie widziałem. Uradowałem się bardzo . Tak ! Czas wracać. Widzę nów las jałowców. Na chwilę zamykam oczy widząc jak lasu nie ma. Są piachy i wydmy i te jałowce… Mijam lepnicę białą – to już lato botaniczne. Błysnęło skromnym fioletem skromnym. Firletka ta w poszarpanej sukni skromnie rośnie i się kwieci. Koło niej koniczyna drobnogłówkowa. Taka drobna z tymi przepięknie żółtymi kwiateczkami nastraja mnie wybitnie pozytywnie. Znów widzę las pałek wodnych i tataraku, znów widzę szklaki leśne. Widzę samochód. Swój. Nie widzę mojego porannego towarzysza. Zakręt - Niebrzegowski Wieprz i jego Starorzecze. Tak rano, tak do zakochania…..