Puławski obiad...przy Marynce
Co chwilę i niespieszno opadający liść buczyny zwiastuje już jesień Tą młodą,jak dziś ciepłą, jak dziś cieszącą i promykiem słońca i wiaterku ciepła. Tulącą w swoich objęciach jeszcze nasze niezapomniane niedawne lato. Podpalony już co któryś pręży się dumnie, jak żołnierz na warcie. A w nim zamknięte są i jasne złota kolory niedawnych żniw, poprzez bursztynu aksamit i na końcu wpadający w burgund swego dojrzewania. To niczym dotyk boski ten jesienny spleen i ta genialna w swojej osobowości scena wrześniowego wybrzmiałego dnia. Dnia wcale nie oczywistego, dnia innego i intrygującego. Dnia , za którego wiele osób byłoby skłonnych zapłacić wiele by był w tym wrześniu udany. Zatopiony w wielkie nadzieje i wielkie niepewne. Ta jego tajemniczość i jego promienista aura zarazem była gdzieś wymarzona i wypowiedziana. Na wiele zdań na wielu jej twórców. Godzinne o nim gawędowanie, wielkie poematy w sercu układane. Tak. Niełatwa to sztuka by Tu coś wskrzesić, by takie oddolne działania były gdzieś zauważone i wybrzmiały swoistym echem radości i entuzjazmu. Jesień ciepła i łaskawa budowała co dzień tego święta człowieczego człowieczeństwa aurę aprobaty i zgody na wydarzenie jakiego tu nie było dawno-spotkania człowieka z człowiekiem. Zwykłym ,przaśnym wręcz. Takim oczywistym i codziennym . Bez obwoluty spinki i nerwów, ot tak z ludzkim i pełnym normalności spotkaniu. Tu w Puławach , tu w mieście portowym, mieście letniskowym, mieście pełnym lasów i młodej historii. Mieście jak tu mówią Czartoryskich i ich wieku bycia. Mieście trzech byłych wież wodnych, koszarów, dwóch byłych cegielni i dwóch wiatraków.
Mieście ,gdzie Wisła obmywała stromizny pałacowe,gdzie zgasło w 39 Getto. Gdzie w latach 60 powstał rurociąg gazowy do byłego Rzeszowskiego doprowadzających do na tą skalę tu niewidzianej inwestycji w Zakłady Azotowe. W tym mieście,znalazła się garstka śmiałków mogąca i chcąca powiedzieć coś więcej. Zrobić coś dla kogoś. Podając talerz pysznej zupy zapytać co u Ciebie. Tak po prostu ,bez większego afiszu i pijaru. Bez bicia piany ,bez zbędnego ą ę w stronę polityki czy prominentnych oficjeli. Na długie spodnie,czy spódnice, bez artuażaru ,z plakatem wymownym. Dziś! Słyszę ten głos mamy mojej... gdzie na podwórku w palanta się grało,czy nogę i nagle ...Paweł ...obiad.... a ja na to ochoczo ...zaraz będę... i byłem . I dziś Puławiacy odpowiedzieli tak samo – będziemy. Na pierwszym obiedzie , pierwszej biesiadzie przy stole. Ze swoim kubkiem, swoją miseczką,łyżką. Na stołach ustawionych na nieistniejącej fontannie gościńca pałacu Marii. Tu trawnik równiutko przystrzyżony a na nim stoły zasłane obrusem białym, dary kuchni puławskich , oraz własnych wypieków. Nad bramą wejściową napis Zapraszamy. A za nim poczułem się normalnie. Przyjęty bez pytań jak każdy.Z dobrocią tego miejsca i ludzi.A ludzi bywało i ubywało i dochodziło. Każdego ciekawego interesowało co to za wydarzenie. Bez wydźwięku jakiegoś specjalnego typu poznaj historię parku ,czy do czego służyły drewniane rury pod ulicą Ceglaną. Tu nie ! Każdy był ciekawy drugiego ...człowieka. W zapadaniu się w tą codzienność naszą ,zapominamy o chwili oddechu i spojrzeniu na otaczający świat inaczej,hmm znaczy normalnie. Dla małych dzieciaków dmuchane zamki,ale nie jakieś agresywne, tonowane ,nie narzucające się . Tu harcerze wiedli prym w zabawach wszelakich, tu ze trzy osoby człapały na dwóch deskach starając się gonić jak najszybciej. To w końcu stół ,ogromy.Przy nim głównie seniorzy ,zasłużeni Puławiacy patrzący i spoglądający na świat swoimi doświadczonymi spojrzeniami. Pamiętający dawne Puławy jak i te już azotowe. Gdzieś malowały się przez młodych twórców obrazy, na scenie co chwila można było dotknąć muzycznego geniuszu młodych i mniej młodych artystów z PSM i nie tylko. Gdzieś był i rycerz ,gdzieś można było szlify strzelania się uczyć. Był i cudowny kącik kulinarny, dla naszych milusińskich zwierzątek kącik. Co najważniejsze to byliśmy
My,na kocach koloru pełnego , na turystycznych siedzeniach, stojących i chodzących. Na nowo odkrywających swoją powinność do siebie i człowieka. Tak dobrze w Puławach się dawno nie czułem. Choć nie było mi dane uścisnąć dłoń Agacie co niedawno w świecie wirtualnym poznałem ...to pokochałem.Dusze pokrewne. Dziś na Puław zrobiono ogromną i wielką pracę. Będzie w nas pączkowała przez długi czas. Takiego spotkania człowieka z człowiekiem nie było wcale. Zwykła pogawędka , zwykłe słowa. Spojrzenie i bycie razem. Było nas dziś tyle ile uniesie nasze sumienie i radość wspólnego przeżywania.
Chylę czoła i do następnego misterium bycia razem.
Dla Was inicjujący ten lont chylę czoła, dla Was Puławiacy i nie tylko jestem wdzięczny...jeszcze umiemy z sobą być i przeżywać.....