Oranżada ...dzieciństwa
Młode ręce Antosia wyciągnęły U Grubego na Niwie dłonie po oranżadę. Zawahał się jak miał wybór…
Czerwona czy biała?
Ten dylemat dusił mnie od zawsze! Cóż to , to tylko kolor, ale jednak to coś więcej. Pamiętam jak powstawały całe rzesze na osiedlu na wsi u mnie zwolenników czerwonej ,ale także i białej. Nalewanej do butelek 0,3 w skrzynkach obok piwa leżały w sklepie GS. Tym późnym. Pamiętam i obok tego woda stołowa ( tak, tak stołowa) Jantar z pobliskiego Siemyśla. Była tam rozlewnia wody stołowej. A ktoś zapyta co to za woda była? No taka jak to mówili z kranu z gazem. Trzymana w brązowej butelce dłońmi młodego człowieka w latach 80 była niczym późnij , długo później butelka koka koli . Woda stołowa miała gazu w opór a smak po wygazowaniu jak kranówa. Ja lubię kranówkę. Choć jak mieszkałem w Poznaniu kranówka była paskudna. Ale jak byłem w paśmie Cisowsko-Orlowskim w Górach Świętokrzyskich tam woda mięciutka i pyszna. Pada mi obraz z lat 80. Kołobrzeg blisko ulicy Lenina. Główny skwer , fontanna tryska, blisko moja szkoła, Technikum Żywienia, na placu budka z lodami włoskimi – najlepszymi na świecie , obok na wózeczku baniaki aluminiowe. Pan wozi saturator. Obok wata cukrowa się kręci. Też z aluminium wszystko prawie . Na blacie leży masa woreczków o różnych kolorach i smakach. Były żółte o samku ala lemoniady cytrynowej, czerwone – landrynkowe , wszystko w delikatnym woreczku. Do tego słomka energicznie przebijająca smaki dzieciństwa. Była też woda sodowa a jakże. W domu pamiętam był syfon. Do niego kupowało się naboje Co2. Ile z nich było pustych…bez liku. Cały karton naboi i kilka dawało tylko sprężonego gazu smak. To pierwsze gazowane wody w domu, pierwsze łaskoczące podniebienia bąbelki. Pamiętam jak na końcówce wieku XX Grodziska serwowała w swych nieforemnych butelkach ciemno brązowych smaki nowe. Smakowe. Pamiętam jak z rodzeństwem po naparstku kosztowaliśmy nowego świata smaków. To było delektowanie się nowym , niebanalnym światem samków,tak nowych ,że aż zatykało ze szczęścia. Pamiętam jak pod koniec lat 80 przyjechała Nysa na osiedle. Całe osiedle się zbiegło gnoi jak ja. Klapa się otworzyła, dwóch pod 40 panów pokazało nam inny świat na ladach tej nyski. Były niemieckie piwa, parówki w słoiku w zalewie, muszkietersy i snikersy, były pamiętam jak dziś soczki w kartonach. I ten soczek jabłkowy z zielonego jabłka był do wygrania. Ten co przyniesie im najszybciej paczkę zapałek z domu soczek wygra. Naglę całe osiedle gnoi ruszyło po paczkę zapałek z Sianowa. Wygrał kolega z białego bloku. Dostał soczek ze słomką. On uciekał z nim a my za nim. W końcu patrzyliśmy się jak w 88 roku przebijał słomką tą aluminiową z wielką estymą ..a my gówniarze oczy usta otwarte na te nowości. Dał kolega skosztować …niebywały smak….i ten niebywały smak oranżady tej mojej czerwonej pamiętam. Przyjemny słodkawy smak i gazzzz buzująca w nosie. Biała nie była tak oranżadowa. Bo przecież oranżada to pomarańczy czasów słusznych substytut. Mnie do dziś smakuje i ta z Helleny czy Biedry czy FreeWay z Lidla …dziś młody mój wybrał białą….