Od wieków pochylony ... świt na nekropolii...
Świt nad traktem cmentarnym Bobrowniki
Paląca się kula plazmy, trzymająca się w ryzach przez ogromną siłę grawitacji wstaje po deszczowej nocy nad widnokręgiem. Ja już na miejscu, dziś Tu , dziś przed pracą , dziś być w zadumie tego zaranka. Bobrownicka droga krzyżowa , cmentarny trakt, nowy cmentarny trakt. Ten wprost do Fortu nr 3. Dziś brama, płyta lotniska, i huk silników, od rana…tego listopadowego ranka. A ja przyjechałem w gąszczu już przepalonych plastikowych zniczy, oblepiających groby, całkowicie przykrywające płyty grobowe zabierając i powagę i to co tym ważne – duszę. Tą siedzącą i pełną zadumy. Tej będącej choć na początku listopada , gdzie liście już opadły, gdzie rześkie poranne powietrze wdziera się w nozdrza. Gdzie ziemistość ziemi daje się wyczuć i odczuć, poczuć by ją zrozumieć. Plastikowe wypalone już bezużyteczne znicze , niczym śmiecie zabierają duszę i powagę tego miejsca. Przechodząc się po tej nekropolii z modlitwą na ustach, w myślach w zadumie, szukając wyciszenia i zrozumienia siebie , co róż dotykam płyt z piaskowca starych czy żelaznych małych krzyży. A to Julek a to Basia, Zbyszek szamotanie choć w centrum prawie bez choćby małego znicza. Może się wypalił i ktoś usunął…. Być może. Przesunąłem z innych grobów i Julkowi i Basi i Zbyszkowi…
Cmentarna rewia zniczy
Spełniliśmy swój obowiązek. Naszych groby lśnią od początku listopada, czy nawet końca października. Największe i coraz bardziej fikuśne znicze niczym wielkie kolumny przykrywają tą cmentarną powagę i zadumę. Szpecąc i koślawiąc to co ważne i cenne. Jakaż to ogromna nauka płynie z chwili zadumy na nekropolii , ale tej właściwie przeżytej, wewnętrznej. Jakże wielkie emocje są i jakże szybko nasze problemy są małe przechodząc się po korytarzu hospicjum czy na dziale onkologii dziecięcej. Postawione olbrzymy – znicze albo ich w mnogości chcemy ukryć czy rekompensować naszą coraz to wątlejszą emocję przeżywania, miałkość i sprasowane wartości? Być może … i nie wszyscy…. Dziś byłem sam przy wschodzie słońca, w tym brzasku dnia nad nocą. Dziś poczułem w pełni wszystkie wartości , wszystkie uczucia, całą paletę emocji okraszoną zadumą i wspomnieniem najbliższych co odeszli, tych dalszych też, ofiarach wojen, epidemii, wszystkich co zostawili tą ziemię i to miejsce dla przyszłych pokoleń…
1 Listopada na Włostowickim cmentarzu jakoś nie mogłem znaleźć nawet okruchu tego co dziś do mnie dotarło i co przeżyłem. Morze ludzi, krzyków, reklamówki zniczy, chryzantem i margerytek przesyt. Spotkań po latach , wiele uścisków, uśmiechów, rozglądania się na boki, obserwacji sąsiednich grobów, ludzi wraz z opiniami , recenzjami często dość siarczystymi. Brak tylko tej powagi, pokory, majestatu… Gdzieś z części prawosławnej na Włostowicach dobiega mnie okrzyk młodego człowieka – mamo idźmy już stąd tam przez bramą stoi pan i sprzedaje szczypki!! Ja chcę szczypkę… młodemu człowiekowi to i można wybaczyć , ale jego mamie która ochoczo zawinęła się w jednym momencie znad grobu już chyba nie bardzo….ale może się mylę…
Przybity, uśmiercony, za wszystkie grzechy..wisi w pokorze...
A tu na cmentarzu dziś w Bobrownikach nadal wisi ukrzyżowany, dalej umarł za nas…za tą szczypkę tego młodzieńca też….