Mydlanej pończochy pamięć
Pamiętam doskonale siateczkę taką,żółtą. W niej końcówki mydeł. Siateczka zamknięta z tymi końcówkami pieniły się wybornie. Ba sama siateczka też robiła robotę. Pod kranem nabierały te skrawki często popękanych już leciwych końcówek mydeł animuszu. Prężyły się dostojnie dając pianę wielką i niespodziewaną. Dostały dostojeństwa drugiego życia. Życia stadnie w siateczce z innymi pobratyńcami. Taka siateczka z mydełek spokojnie starczała w niedoborach tego specyfiku na rynku. Kiedyś wszystko szło kupić z trudem i nieoczywistością. Starsi to lepiej niż ja pamiętają. Tamte lata równych i równiejszych mocno kontrastowały na wsi i miastach. W tych pierwszych wstawało się przed szkołą i szło się do obórki. A tam czekały kury w kurniku na upragnioną wolność ,króliki na koniczynę, czy kaczki na strawę z śruty i parowanych ziemniaków. Do tego zebrane jajka kurzecze i kacze do koszyczka i do domu. Pamiętam te kacze ( od Francuzek) szły zawsze na wypieki. Mama bała się je na majonez brać ,czy aryjkoniak a tym bardziej na miękko. Właśnie majonez. Znów patrzenie na samowystarczalność. Kręciło się żółtka z olejem taką specjalną końcówką w mikserze. Jak nie było to pamiętam w makutrze się ucierało. Powolutko olej się lało i modliło by się nie zważyło. Swój majonez,choć już kusił Winiary. Oszczędnie się żyło na wsi. Jak z tym mydłem pamiętam to nic się nie wyrzucało. Szło na pasztet, zapiekankę ziemniaczaną ( o taką babkę!) w pierogi, czy pyzy. Był bigos na zleżałej wędlinie ,parówkach nawet.Taki bigos nie pytał …przyjmował wszystko. Lodówkę się czyściło a nie sprzątało do kosza. Ileż to człowiek miał inwencji twórczej by tylko nie wyrzucić nić. Chleb jak spadł na ziemię, się całowało. Babcia moja jak kroiła chłeb,zawsze znak krzyża najpierw na jego spodzie robiła. A! co to były za chleby? Ech…Ciągnący się zapach pieczonego chleba jest nie do opiania. Ten kto piecze ,ten wie. Do tego pamiętam stała maselniczka a w niej swoje masło. Zupełnie w smaku inne od tego ze sklepu. Jak zamknę oczy to pamiętam z bratem na spółkę te słoiki telepaliśmy z góry na dół i dołu na górę. Tej swojskiej śmietany zebranej z niegdysiejszego udoju dziadkowej krowy. Takie masło robione w bloku PeGeRowskim przez nas się robiło godzinami. Już ręce mdlały, zapał siadał. By w końcu gdzieś w słoiku zrobiła się kulka …masła tak śmietanowego jak można było sobie wyobrazić. To masło kwaskowate jak to z ukwaszonego mleka w garczku glinianym śmietanie brało się na nóż i te gorące z piekarnika skibki ( względnie kromki) smarowało. Rozpuszczało się od razu nadając tej skibce taki zapach ,że zdawać się by mogło ,że życie człowieka tylko czeka do tej chwili. Opłacało się piec swój chleb ? tak ! bo na blasze piekły się pasztety z kurczaka z rosołu , babka ziemniaczana boczkiem i cebulką. A to ja pamiętam już WROMET i piekarnik gazowy, znaczy wybuchowy! Choć obok była kuchnia z fajerkami. I Na jej płycie po rozbiorze brojlerów smażyłem wątróbkę. Pamiętam. Oszczędzało się wszystko. Kto teraz wie co to cerowanie. Mama cerowała ile mogła. A repasacja rajstop ? były w miastach punkty, we wsiach na lakier do paznokci dawało radę. Uwaga ! lakier bezbarwny od mamy był bezcenny. Dlaczego? No a jak ! kto miał magnetofon szpulowy,czy kaseciaka Kasprzaka lub Unitra ten wie. Domowym sposobem można było połączyć rozerwane końce taśmy …pamiętam na szpulowcu miałem taśmę Lady Panku – Fabrykę Małp. A ser żółty? Prawie taki się robiło w domu. Twaróg się smażyło z kminkiem długo ,aż nabrał ciągnącej konsystencji i smaku. Ciekawe kto takie smaki zajadał… o kiszeniu kapusty i wędzeniu swojego nie mówię. Mówię o tym,że na wsi ciuchy przechodziły z brata na mnie ,książki do edukacji z siostry na mnie. Sanki, narty, narciary, sweter, kurtka przechodziła ze starszych na młodszych…. I tato z mamą przewijających kordonki włóczki. I Frania czy Aftamat zrzut wody do żeliwnej wanny a nie do kanalizy. Można było w tych mydlinach jeszcze jakieś szmaty przeprać i podłogę umyć…
Później nastały czasy Paniska i zapomniano o siateczce z mydłem. O majonezach swoich i wędlinach wędzonych całymi dniami… dziś w dobie trudnej znów w siateczkę…no ..pończochę żony końcówki mydeł są..pienią się się i pachną cudownie…czasy idą ciężkie i to co za gnoja zapamiętałem…się przyda…