Moja donacja ....krwiodastwo
Jest rok 2001r. Kończę studia na Politechnice Koszalińskiej. Mechanika i Budowa Maszyn. Uczelnia z bogatą historią WSI. Koszalin dumna niegdyś stolica województwa. Skromne,ale przy pięknie wijącej się Dzierżeńcince wyglądające z drobiną majestatu. Królowała katedra ( a jak) ,ratusz dość eklektyczny i długa ulica Zwycięstwa ,gdzie skupiało się życie mieszkańców. Piękna stara z czerwonej cegły poczta ,park blisko z rzeczką i Empik. Tak, ten empik był co dzień odwiedzany przez nie tylko żaków ,ale i mieszkańców nie studiujących w Koszalinie. To był punkt kultury przez wielkie K. Multum nowych na wczesny kapitalizm książek, masę płyt CD i winyli,do tego ten klimat. Sofy do posiedzenia i poczytania, posłuchania nowego – czyli CD. Pamiętacie takie kąciki ,gdzie u obsługi mówiło się co chcemy posłuchać i w słuchawkach leciała zadana płyta. Spędzaliśmy tam długie godziny,obok był bar z cenami dla studenta. Zimne piwko latem i papierosik . Czego chcieć więcej. W samym mieście wyjątkowo na skalę kraju trwały juwenalia.Tam zwały się TKS. Tydzień Kultury Studenckiej. Prezydent bardzo starego miasta dawał na tydzień klucze studentom. A my się bardzo kulturalnie bawiliśmy. Był alkohol – oczywiście z lokalnego BROK-a zakupiony w TORG-u,czy mocniejsze wina – czas sołtysa ,czy patykiem pisane. Były piękne koncerty plenerowe wtedy, pamiętam Kult ,czy SDM w pełnym składzie.Była kultura ,nie było rozbojów. Każdy znał powagę swojego studiowania i miejsca w przestrzeni bycia i bicia serca miasta. Kończył się dla mnie czas pięknego czasu studiowania na Racławickiej. Tych stancji i waletowania w akademikach. Tych Ptakach Hasiorach koło ronda,przy polibudzie.Spelun koło Łużyckiej . Czy wspaniałych hamburgerów ,czy Pity na budkach dworcowych jak Dzwonek. Warto było iść ze stancji prawie 2 km na takiego wypasionego hamburgera ,czy w piekarniku pieczoną zapiekankę. Do dziś mam w ustach ich smak..smak wchodzenia w dorosłość. Zrobiłem wtedy coś jeszcze. Już wtenczas zaczęła w młodym dorosłym mężczyźnie kiełkować myśl o pomocy bezinteresownej dla innych. Zastanawiałem się niekiedy przy kolejnym otworzonym piwie przy ognisku koło Orlej jak bidny student może pomóc temu światu. Stało się jasne natychmiast ,gdy kolega już średniej świeżości syknął – idź oddaj krew debilu.
To był przełom we mnie. Męczyłem się i woziłem z tą myślą kilka dobrych dni zanim zacząłem się orientować ,gdzie co i jak. Samotnie pewnej środy w czerwcu ruszyłem do głównego punktu poboru krwi. Teraz ma to swoją nazwę,wtenczas tak to nazywałem. Było to 22 lata temu,całkowicie zdezorientowany ustawiłem się jak inni po coś. Jakieś kwity, obok była kawa sypana, herbata i wafelki na stoliku. Dowód podałem , powiedziałem ,że to mój pierwszy raz. To nie jak teraz ,że każdy ma dostęp do informacji od razu. To były czasu raczkującego Internetu. Dostępnego jedynego komunikatora real time IRC , gry Diabło 1 i Heroes III. Kilkunastu kafejek internetowych i Netscape jako głównej przeglądarki z altavistą jako silniku wyszukiwarki. Pani pielęgniarka wszystko mi objaśniła i kazała pod jakiś pokój iść jak wypełnię ankietę. Wzięto ode mnie fiolkę krwi na badania. Nie byłem wtenczas opasły więc wkłucie i cyk. żyła jak marzenie była. Z ankietą i badaniami krwi ( wydrukiem) szedłem do pokoju, gdzie rezydował lekarz. Nie wiem jakiej specjalności, pamiętam doskonale,że to była krótko ścięta szatynka mająca akcent wschodni. Zaczęło się to na co nie byłem gotowy. Wywiad. Wylazło to ,że jak prawdziwy student popijam często, papierosek podpalam,czy hamburgera jadam. Nie Dosypiam i kładę się późno. Lecz uratowały mnie ,młodzieńca dobre wyniki. Dostałem na rejestracji taką papierową ,składaną na trzy książeczkę PCK. Tam podstawowe informacje i miejsca na potwierdzone donacje. Nie wiedziałem co to jest donacja. Wiedziałem jedno ,że za dużymi drzwiami było miejsce sacrum. Miejsce ,gdzie ludzie dzielą się sobą by ratować innych. Drzwi się otworzyły i zostałem wyczytany. Kiedyś to rodo nie było. Z gulem w gardle i po batonie z kawą wchodzę. Dostaję wiskozowe zielone coś na ciało. Pyta się pielęgniarka z której ręki…odpadłem na tym pytaniu ..skąd mam wiedzieć..mówię,że jestem mańkutem. Kładę się ,obok dwa stanowiska i coś dynda góra ,dół, krew z rurek płynie do worka a ten dynda i się gibie non stop. Ludzie uśmiechnięci ,rozmowni. Lekarka się pojawia nagle na Sali- ta co mnie odpytywała tak ostro. Patrzy się na każdego ,podchodzi, pyta czy ok.. Rękę umyłem i kładę się. Nikt kto nie oddawał krwi nie może przeżywać tego stanu. W moim sercu i duszy wygrywały wtenczas największe dzieła radości i szczęścia. Było wzruszenie przeplatające się poczuciem dobrego uczynku,wielkiej empatii i odwagi. Takiej obywatelskiej. Wtenczas pobierano 250 ml ,czyli szklankę krwi. Taki mam wpis w książeczce. Wkłucie było nagłe,średnio miłe ,ale po chwile widząc jak posoka płynie rureczką do worka postanowiłem ,że do końca życia będę oddawał honorowo krew. Wtedy nie wiedziałem ,że potrzeby są ogromne a dawców malutko. Raptem 1,5-2,5 % społeczeństwa w Polsce. Tak jak i dziś.
Ja mam psiarską krew 0 RHD+, prawie dla każdego można przekazać. Pamiętajcie że RH – to tylko Europejczycy , nigdzie minus nie występuje tylko Tu w Europie. Ja na plusie zerówka i jak mi wtenczas powiedziano , ratuje pan życia ludzkie. Nie docierało to do mnie ,póki nie dojrzałem do tego. Póki nie przeczytałem o tym, nie posłuchałem o tym. Nie dochodziło do mnie ,że teraźniejsza donacja – 450 ml ( prawie połówka) ratuje 3 osoby. Jak to wszystko dotarło do mnie serce mi biło kilka razy w roku by oddać cząstkę siebie dla innych. Wiedząc,że moja posoka ratuje ŻYCIE innych. Mierzyłem się z tym trochę. Zwykły szary Paweł może i ratuje innych bez wysiłku i poświęcenia. Wystarczy udać się na donację. Słowo Tylko mówi około 550-600 tysięcy honorowych jak ja bohaterów. My swoje wiemy,my regularnie zasilamy w życie innych kolejne ich lata życia. Jest nas tak mało ,ale chyba żadna grupa na świecie nie jest tak zdyscyplinowana. Krwiodawcy są i będą niezależnie od wiatrów politycznych wierni swoim celom. Nie tym,że mamy marne jakieś przywileje ,jak pierwszeństwo w aptekach, jak szybki dostęp do specjalistów. Ja nigdy nie pokazałem książeczki w kolejce w aptece by się wepchnąć przed schorowanych starców ,połamanych chorobami. Nie mam sumienia. Tylko tyle,że zgłosiłem do mojej jednostki zdrowia ,że jestem honorowym dawcą.
Puławy. Rok 2011. Po przerwie wielkich zmian w życiu, nalałem drogę do krwiodawstwa. I tego szpitalnego na Bema, czy w zastępstwie przy Kołłątaja.W tych latach do dziś spotkał mnie zaszczyt bycia jednym z bardzo wielu dawców krwi ,którzy jak mogą oddają cząstkę siebie. A w Puławach w latach tamtejszych była kobieca ekipa na donacjach. Wspaniałe Panie miały zawsze genialny uśmiech dla każdego, dobre słowo i niebywałą empatię. Tyle to razy na rejestracji mogłem poczuć się człowiekiem wyjątkowym, niosącym bezinteresowną pomoc. Ta zawsze podniosła chwila i czas, gdzie panie pielęgniarki cudowne z wielką estymą i szacunkiem do każdego z nas szarych krwiodawców się odnosiły. Często pamiętam łapało mnie to za serce i pociły się oczy moje. Jak kochają krwiodawców, małych bohaterów ,cichych filantropów udanych transfuzji i życia innych. Tu już nie ważne są medale i legitymacje choć nobilitują. Mam kilku kolegów ,którzy mają medale już prezydenckie ,czy ministerialne tyle od siebie oddali dla innych. Dla każdej koleżanki i kolegi donatora zawsze mam najniżej pochylony szapoklak , zawsze z najwyższym pietyzmem i empatią ich traktuje.