Kawka...i nauka nasza...
Nieznośny ptasi jazgot , warkot skrzydeł i coraz agresywniejsze loty w naszą stronę. Pierwszy raz poczułem się jak intruz , obcy, zły , niechciany i nie proszony…. Stałem i patrzyłem jak matuszka natura ratuje i chce być zrozumiana. Tuman czarnych skrzydeł , lekko siwych łepków kawek nagle wzbija się przed nami , strasznie krzyczy, straszy , pikują stare kawki i atakują nas co chwilę. Stałem z młodym jak wryci. Biorę Go na rękę i oddalamy się powoli spod SP11. Zdumienie przechodzi w zrozumienie ,gdy na ziemi widzę latorośl kawki , młodego puchowo-opierzonego młodzieńca ,który latać nie bardzo ,wiec patrzy się na nas i skacze w krzaki. A te braty jego w watahę zbici ratują przed zagrożeniem. Oddaliliśmy się coś to i wrzaski ustały i z 4 kawki zleciały do młodego i były przy nim.
Co za cudowne świadectwo jedności, braterskości, współżycia , bycia i zżycia w stadzie. Te małe ptaszki zatykające nam często kominy, szyby wentylacyjne . Bo taka ich natura – dziupla to ich dom a nie gniazdo. Często zajmują gniazda gawronów z braku laku i niezdarnie położą gałązkę czy kawałek papierka. Nie są gniazdownikami , raczej uwielbią dziuple dziury, wnęki, rynny . Mądre ptaszyska . Jest ich masa i często są akcje sokołów by je przegonić. Pamiętam jak mieszkałem w Dęblinie na lotnisku. Tu w parku krukowatych było zatrzęsienie, całe niebo czarne , jeden wielki kra kra świat. Robiło to wrażenie , te gawrony, kawki i czarnowrony niekiedy. Kruki nie , były długo na terenie Twierdzy, ale przeniosły się w lasy przy strzelnicy w Skokach. Kilka ich tam gniazduje. Słyszę je niekiedy jak tam bywam , i te majestatyczne kra kra kra. Tak te kawki dały mi do myślenia. Jak np. rodzice ich zginą to cała reszta je broni, wychowuje, pokazuje co dobre co złe. Dziś miałem tego przykład , dziś poczułem dawno nie widzianą zażyłość na śmierć i życie. Za rodzinę , za zastępczą rodzinę, za ród, za kawki….
Stałem długo tam i nasłuchiwałem jak okrzykują mnie z daleka. Dają wyraźnie znać bym zostawił ich świat …. I zostawiłem…. Tak parzę i nie widzę wśród nas już takich społecznych zachowań....tylko moje i jemu…innemu nie ….
Na placu zabaw każdy rodzić łazi za swoim dzieckiem na krok , zacieśniając jego dziecięcy świat do niego i rodzica widzenia…. Sam chodzę za młodym na placu…by głupoty nie zrobił… Ale jak się bujamy to zawsze mu śpiewam…od zawsze …moim basem…głównie Ładysza, czy rosyjskie pieśni…ludzie się patrzą . Nikt nie zapytał …ale zatopieni w telefonach nie mają czasu na normalność, na śpiew dziecku, na rozmowę….na te kawki …ich piękną społeczną odpowiedzialność….mamy jedynie wymiar indywidualny podcinający dziecku jego świat… choć nie ZAWSZE i nie WSZĘDZIE…a to buduje….Bądźmy jak te kawki…uczmy się człowieczeństwa od nowa….w tych parszywych czasach….