Kapliczki na Niwie modlitewny cud
Roku Pańskiego 1987,czy może 1989 stał się cud wymodlony. Puławy, Niwa. Już podrosłe sosny i brzozy poprzeplatane topolami. Za lasem pszczelim instytuckim czas jesienny. Nie tak jak teraz ,ale ściana lasu okazała. Pachnąca październikową ziemistością, zachęcającą na grzybobranie. Modrzewie trzy dorodne a w koło nich opieńki, takie same modrzewie otulały zbiorniki za Ceglaną. Pan Kazimierz z dzieciakami udaje się na spacery w te leśne ostępy. Młody las a obok jak mówiono pobierano piach dla Warszawy.. na Ceglanej relikty niegdysiejszych prężnych dwóch cegielni. Las przed sobą ma Pan Kazimierz znany , lubi tu przychodzić ,mimo odległości. Przeca ma bliżej za tory skoczyć na starolas Rudzki. Jego ciągnie nie tylko las …nęcąca zawsze była okazja spotkać się ze starym Puławiakiem, murarzem w fachu. Syna co miał na Włostowicach ,lecz pobudował się skromnie niedaleko w Międzylesie w teraźniejszości za rondem i drogą na Górną. Tam mieszkał z żoną ,choć na niego ,sędziwego w wieku i chorobie astmy eremita ,znaczy pustelnik. Staruszek schorowany mieszkał sobie w Międzylesie ,miał drzewka owocowe ( ten kto przechodzi tam to widzi w maju kwitnące wiśnie, czereśnie.), i hodował kozy. Pana Kazimierza dzieciaki lubiły z kozami się bawić. Jesień łamiąca kości i korzonki. Koszyk w dłoni, dzieciaki ubrane odpowiednio ..czas na grzyby. Pan Kazimierz uwielbiał rozmowy z pustelnikiem . Znał całą historię Puław. Jak ludzie strajkowali budując most im prof. Mościckiego,jak karczowali las na Azoty… Uwielbiał te staruszka gadanie… Dziś poszedł do lasu z obrazkiem pana Zbawiciela jak zawsze. Stanął w stronę Niwy i w tych październikowych liściach i modlił się żarliwie by ludzie z tego osiedla dostąpili parafii i kościoła… Nagle głos Go całego otulił niczym snop uderzenia z wielką siłą targnął jego obliczem mówiąc -rzuć ten obrazek święty na liście październikowe. Blisko były dzieci ,ale nic nie słyszały nic nie widziały ,szukały grzybów ,czy bawiły się. Poczuł wielką obecność opatrzności ,do tego stopnia ,że się przeraził i uciekł z dziećmi. Obrazek został przy modrzewiach ,na Niwie,na liściach topoli i brzeziny, na igliwiach modrzewia i sosny…do wiosny. To właśnie tego czasu odważył się znów odwiedzić to miejsce. Modlitwy i spotkania z siłą nieznaną i jedyną. Zabrał dzieci i podążył z Sieroszewskiego na Niwę. Do lasu,pod modrzewie. Ujrzał i się wielce zdumiał co zobaczył. Pobierzył do staruszka.Siadł z nim i zaczęli rozmawiać . Ten opowiedział mu historię ubiegłej jesieni wydarzyło się coś co nie mógł wyjaśnić.
Otóż był skrajnie wykończony, choroba toczyła go bez sumienia. Wieczór,jesień. Żona widząc cierpienia męża wybierała się do syna na Włostowice by lekarza wołać. Eremita jednak ją zatrzymał ,mówiąc by niepokoić syna ,bo rana nie dożyje. Zapadł w sen. W nim zobaczył ciągnący się korowód ludzi mających po lewej anioła stróża. Idą w kolumnie ku poświacie wieczności, nagle jego Anioł łapie go mocno i mówi ,że ma jeszcze coś dobrego zrobić na ziemi. Tym samym czasie nagle się przebudza,dostaje sił i ucieka w las. Znajduje obrazek rzucony przez pana Kazimierza… Wie co robić. Buduje kapliczkę drewnianą, wkłada tam obrazek. Chce murowaną budować ,lecz i siły i ręce już nie te. Pan Kazimierz widzi kapliczkę drzewną z jego obrazkiem. Czuje w tym miejscu moc i wielką energię.Eremita chodzi tu się modlić ,aż ksiądz z Włostowic ma mu za złe. Ludzie ciągną tu gromadnie, doznają uzdrowień, spokoju duszy. Wstają z wózków inwalidzkich, są i siostry zakonne. Palą się znicze. Pełno zniczy…
To miejsce ma niezwykłą moc, siłę. Ja to wyczuwam, wrażliwy jestem. I to że spotkałem syna Pana Kazimierza i samego pana Kaźmierza i jego wnuków co szukali kapliczki nie było przypadkiem. Kapliczka jest nowa, już Maryjna. Zniczy pod modrzewiem kilka się pali… cały czas pali…jak wiara w to miejsce…
Dziś po eremicie nie ma śladu,są wiśnie i jabłonie….