Buraczków naręcze wspomnień
Banał, pastewny wręcz. Czerwony, zwany i ćwikłą, czy czerwonym. Tyle o nim już pisałem i nadal nie mogę się nim nasycić. Przeca już wieki przed naszą erą był uprawiany dla spożycia i jako lekarstwo. Dziś po długim dniu, jakoś bez większych posiłków bo i pracy dużo było na wieczór pozwoliłem wczorajsze ugotowane buraki szlachetnym szlifem obłożyć..... Na noc wczoraj siedząc i zaczytując się w inżynierskie doktoranckie emblematy, wstawiłem buraki i marchew tutejszą. Pozyskaną od tych ziem, okraszonych trudem i pracą lubelskich rolników. Tych co i nie mają świąt, nie mają wolnego... Ziemia rodzi i nie ma dla niej tygodnia, dnia, świat czy wolnego. Orana trojpolówka znana od Cystersów, ziemia od wieków rodzącą.. Ta Ziemia. Dała i marchew i buraki genialne. Jędrne, soczyste, smaku wyborne i pełne mimo lutowego przednówku. Znam ten smak pracy, znam sól ziemi rodzącej tym co ją doglądają i kochają. Moje lata młode, gdzie burak był i cukrowy w PGR, gdzie w czynie społecznym szkoły rękoma uczniów wyrywały je i odcinały leciny...i w domu.. Na ogródkach... Gdzie mama siała jakieś nie znane odmiany. Zawsze opasłe, kurpuletne, żadne podłużne i cienkie w korzeniu. Pamiętam, lubiłem jeść łęciny za młodego buraka, zwane boćwina u nas, tu botwina. Jadałem na surowo.. Smakował mi ten czerwony mocno, buraczany i smak i zapach. Pamiętam jego całe narecza późnej jesieni zebrany. Kosze całe parujące się w parniku u dziadka. Były genialne w smaku, skórka spod palca schodziła po lekkim naduszeniu. Zatopione żeby i usta w nim nadawały smaku nowe oblicze. Słodkie, czuć ziemią, smak taki swoisty, taki swojski. I tego buraka pamiętam mama w słoiki wekowala, później z dodatkiem papryki dodające innego wymiaru im... Mnie nie podeszły... Nigdy z papryką.. nigdy. Albo całe w wekach na zimę siarczystą chowane w piwnicy..też pamiętam. Surowego się jadło i to nie raz i dwa. Szkoda, że lata 80 jakoś wyautowego go z godnej jego pozycji. O buraku było coraz mniej, gdzieś znaczył się w barszczu na święta, z ukraińskim fasoli smakiem łączył niekiedy i do tego mielonego non stop.... A dziś cóż poczyniłem? Poddałem się swoim dawnym smakom. Starłem z marchwią i dodalem podsmażoną cebulką, szczypta soli Kłodawskiej, pyłek pieprzu czarnego i ziołowego, oddech mały cukru i na patelnię. Buchnęły z niech wymiary całe, i te młodości i te dorosłe, te oczekiwane i te byłych czynów społecznych dni zamknięte. Marchewka lubi buraki zaręczam, jej nie wiele, ot ciut... Do tego z premedytacją ocet od spirytusa.. Zejn peecent.. Kapek kilka. Do tego olej nasz, Kujawski... Zasmażane buraki i moja z nich radość... I to jaka... Dotknąłem ich gorącego wymiaru cudownosci od dawna... Warto było... Buraczku... Warto