Baby ...szpinakowe wspomnienie
Baby ...tytuł chwytny od razu. Panowie z racji zainteresowania płcią przeciwną niezależnie od wszystkiego, panie z kolei ciekawe co i jak tam jest. Panie ciekawe bardziej, ot tak mimo chodem, podejrzeć, podciągnąć kawałek firanki by zobaczyć co i jak. Ale dziś nie o tych babach. O nie.
Dziś a w sumie wczoraj rzucone baby na patelnię. Na niej dogasała niemrawa już parówka z cebulą swojską, kawałki boczku i gorejący czosnek. Zaprawione to nutą soli kamiennej ( a jakże! U mnie tylko kamienna) i gryzącego w moździerzu pieprzu kolorowego. Cebula oddawała swoje smaki i zapachy, boczek topił się na modłę FIT, czosnek ciskał nowymi smakami i zapachami swoistymi...Pamiętam u brata na przyjęciu weselnym kamionkę smalcu swojskiego i cały stół wiejski. Gdzie i księżycówki można było podpić, podpalanką się ugościć, gici wieprzowej popróbować, ale ten smalec z jabłkiem ,drobiną czosnku,zatopiony w cebuli na kawałku swojskiego żytniego chleba z kiszonym zrywał wszystkie gwiazdki Miszelin,deptał konwenanse,budził normalność i swojskość, wprowadzał stan bycia i bytu w satysfakcji pełnego....taka pajda smalczyku z kiszonym do kieliszka swojaka... Tyle nam potrzeba...nie wyuzdanego łiskacza z colą w lodowej odsłonie , nie sączonego drinka z palemkami na taniej odsłonie panterozy. Starczą nasze korzenie , smak tej ziemi, żyta zamknięty w swojaku, kiszonego ogóra podlewanego w palącym czerwcowym dniu, chleba pachnącego zakwaską,pieczonego z myślą o naszych przodkach chleba na liściu chrzanu , noszącego jak gorący jeszcze znak krzyża nanoszącego przez nóż w dłoni. To nasze, to polskie, to nam smakuje nie ważne jaka pora roku, nie ważne jakie wydarzenie, nie ważne jaka pogoda. W Nałęczowie, Tokarni, Sandomierzu, Sosnowcu, Radomiu, Gdyni zawsze zestaw pajda ze smalcem i kiszonym smakuje całą Polską i naszą tradycją ,byciem i bytem milionów naszych ojców, babek... kiszone ogórki, jabłka, kapusta..na ten przednówek ….musi starczyć.. Do tego garstka okrasy,pęczaku jęczmiennego ,tatarki garść, kubeczek maślanki...
Dziś baby ,liście szpinaku lądują na patelni. Szpinak ! Każdy krzyczy zdrowy! Pyszny i genialny! Od razu ,bez zastanowienia. Bez analizy ,że nie każdy może bo masa w nim kwasu szczawiowego...choćby. W smaku same liście niczym wiór ,smaku zero..no może gdzieś słychać chlorofilu smak. Zielony, uprawiany od dawna ,gdzieś w Persji w kraju już znany od XVIII wieku, przyjrzała się mu księżna Jabłonowska ,tak ta od Kockiego przybytku... Dziś w sumie wczoraj w folijce z biedry piękne liście lądują na patelce skwierczącej przaśnością cebuli i czosnku, kawałkiem parówki i czosnku podspażanego światem, padają i się zwijają ,gasną w oczach uwalniają swój zapach i smak. Ich mocny zielony kolor zatapiam w przecierze pomidorów limo dopełniających się na wiślanych madach ...zapachy i smaki łączą się. Zatapiają się w swoje etymologie, sól kamienna ich łączy nadając z kolorowym w moździerzu pieprzem nowego wymiaru. Złączone na stałe są genialne na podpieczoną kromkę chleba , czy jak to czyniłem w kaszy pęczaku,jaglanej i tatarki nie palonej złączeniu. Kilka kropel awangardy..czyli pomidorów suszonych w oliwie ...i przaśna kasza nabiera szpinakowo-pomidorowej mocy ,okraszonej kawałkiem czosnku i w symbiozie z kaszą ...gra koncert w podniebieniu za małe złocisze....